Warroza

Rozwijając temat pszczelarski odczuwałem coraz większy ból poznawczy. W

miarę zbliżania się końca sezonu sprawa robiła się coraz bardziej

paląca. Odejdźmy na chwilę w dygresję. Myślę, że większość ludzi -

klientów pszczelarzy, miłośników (głównie) miodu, wyobraża sobie

pasiekę tak:

Opis pasieki, jak wyobraża to sobie obywatel, który jej nie ma:

Pośród urokliwych kwietników, drzew owocowych i grządek z ziółkami

stoją ręcznie malowane ule, rzeźbione kłody, słoneczko przyjemnie grzeje i

przyświeca, a zadowolony z życia pszczelarz (zwykle starszy pan podobny do

Świętego Mikołaja z reklamy coli) w słomkowym kapeluszu i ze źdźbłem

trawki w ustach spogląda z dumą na miło bzykające pszczółki pogrążone w

codziennym trudzie. Te pszczółki dają miodek. Kiedy pszczelarz go odbiera,

cały ul aż szumi z cichej radości, że znowu klienci będą zadowolnieni. A

gdy przychodzi jesień, pszczółki grzecznie układają się do snu zimowego,

aby na wiosnę znowu radośnie przystąpić do zbierania miodu prosto z

kwiatów.

Raj, czyż nie? Ciekawe, czemu jeszcze wszyscy nie zostaliśmy pszczelarzami?

Chyba nie z powodu uczulenia na jad?

Otóż tak nie jest. W każdym razie nie zawsze. Czasem wygląda to podobnie do

opisu. Ale nigdy w pełni. Przekonywaliśmy się o tym coraz dobitniej, z

każdą kolejną lekturą, czy to forum pszczelarskiego, czy fachowej

książki, czy po rozmowie (długiej) telefonicznej z jakimś doświadczonym

pszczelarzem. Wreszcie odbyliśmy pierwszy sezon w praktyce, w naszej własnej

pasiece. Prawda, jak zwykle, wygląda o wiele mniej różowo. Po pierwsze, jak

każde inne stworzenie żywe, pszczoły mają swoich wrogów. Nie chodzi tylko

o misie (np. Miś Yogi), rzekomych amatorów miodeczku. Przecież niedźwiedzi

już prawie w Polsce nie znajdziesz. Chodzi o coś innego. Polują na pszczoły

ptaszki wszelkiej maści, nie gardzą nimi też gryzonie. Ale to też nie taki

znowu problem. Otóż, podobnie jak ludzie, najwięcej cierpią one od chorób

i pasożytów. Aktualnie ich nagorszym wrogiem jest roztocze o dobrze dobranej

nazwie: **Varroa Destructor**, co znaczy *Potężny Niszczyciel*. Od ponad

trzydziestu lat świat pszczelarski w Europie i Ameryce Północnej żyje pod

terrorem tego malutkiego stworzonka, trudnego do zaobserwowania gołym okiem.

O historii Varroa Destructor z pewnością jeszcze będę pisać. Teraz chcę

się tylko skupić na jednym: warroza pojawiła się w Europie w połowie lat

80-tych XX wieku. Stanowczo **za późno**, aby nauka nie zdołała znaleźć

na nią jakiegoś sposobu.

zdołała znaleźć substancje chemiczne zdolne zniszczyć roztocza zachowując

jednocześnie przy życiu pszczoły.

Jak wkrótce odkryłem, spora część dyskusji na forach pszczelarskich

sprowadza się do rozsądzania sposobu uchronienia pszczół przed niechybną

śmiercią z żuwaczek roztoczy... I to nie jest fantazja. Naprawdę, całe

pasieki mogą się *osypać*, jak to się mówi w języku pszczelarskim,

jeżeli nie potraktuje się owadów jakąś chemią...

=>

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/6a/Varroa_destructor_on_honeybe

e_host.jpg Varroa Destructor na pszczole [IMG]

Zaraz, zaraz, mówiliśmy do siebie podczas wieczornych dyskusji, czy podczas

konferencji telefonicznych z mentorem. Czy pszczoły to nie są w gruncie

rzeczy dzikie stworzenia? Czy przez te tysiące (miliony) lat nie radziły

sobie z różnymi nowymi i starymi zagrożeniami? Jak to możliwe, że akurat

ta jedna, naprawdę śmiertelna dla nich choroba pojawiła się **właśnie

wtedy**, kiedy ludzkość osiągnęła taki poziom technologii, aby móc

wypracować na nią jakieś antidotum? To znaczy - jakąś chemiczną

odpowiedź. Nazwy brzmiały dramatycznie: *amitraz, kumafos, fumagilina,

apistan, tau-fluvalinate, klartan, mavrik, perizin, gabon[1]*... W uszach brzmi

to trochę jak *cyklon-B, sarin, tabun, gaz musztardowy*... **Czytamy i oczom

nie wierzymy: pszczelarze wrzucają to do ula, aby ich pszczoły przeżyły. A

potem z tego ula dobywają miód, który sprzedają jako "ekologiczny" i

"zdrowy", zupełnie inny od wyrobów miodopodobnych dostępnych w sieciach

dyskontów i supermarketach?** Jak to z tym jest?

=>

http://forum.pasiekaambrozja.pl/viewtopic.php?f=54&t=18510&sid=c4b2f2eae

5479c52101238c98857d397 1:

http://forum.pasiekaambrozja.pl/viewtopic.php?f=54&t=18510&sid=c4b2f2eae

5479c52101238c98857d397

=>

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/b7/Drohnenpuppen_mit_Varroamilb

en_71a.jpg Varroa Destructor na larwach pszczół [IMG]

Na forach i w kupionych podręcznikach właściwie nie było widać żadnej do

tego alternatywy. I to była smutna wiadomość, bo podobnie dziś traktuje

się prosięta, kurczęta i krowięta, abyśmy mieli "zdrowe" jaja, mięso i

mleko. Ale gdybyśmy chcieli zająć się tak zwaną produkcją zwierzęcą, to

po co nam ule? Czy nie lepiej postawić sobie chlewnię (i polewać prosięta

Tactikiem przeciwko pchłom, dezynfekować podłogę Rapicidem)? Otóż my

chcieliśmy pszczoły i miód. Czysty, zdrowy.

I tak, od słowa do słowa, zbieranego po jednym, po dwa, najpierw na

zagranicznych forach i stronach, dowiedziałem się, że są tacy pszczelarze,

którzy uważają, że **można**. Że pszczelarstwo dziś jest, owszem,

trudniejsze, bo *Varroa Destructor to nie mit, nie bajeczka*, tylko twarda

rzeczywistość dziesiątkująca pasieki. Ale prawda jest o wiele bardziej

złożona. I z pewnością jeszcze nie raz będzie można na ten temat

poczytać na naszym blogu pszczelarskim. Na razie ważne było, że nie

jesteśmy sami z naszą intuicją. W końcu okazało się, że i w Polsce

można znaleźć takich pszczelarzy, którzy odważnie poszukują innych,

biodynamicznych, czystych i zdrowych rozwiązań. Tak trafiliśmy na **Wolne

Pszczoły[2]**.

2: http://wolnepszczoly.org

📅 pon 15 sierpnia 2016

↩ Index (Strona główna)

📁 Pasieka - Wspomnienia

#wspomnienia

#dumania

#patogeny