Pierwsze spotkanie z agentem specjalnym FBI Pendergastem i chyba nie ostatnie. To było bardzo fajne wakacyjne czytadło: kryminalny thriller z wciągającą akcją, krzepkimi postaciami, którym chce się kibicować (albo wręcz przeciwnie) i zaskakującą pointą. W dodatku nieźle napisany – nad bezkresnymi kansaskimi łanami kukurydzy żar leje się z nieba i czuje się to niemal namacalnie — i w niegłupi sposób zatrącający miejscami o trudne tematy: los zwierząt w wielkich zakładach przetwórstwa mięsa i stosunki między rdzennymi mieszkańcami a kolonistami na Środkowym Zachodzie w II połowie XIX wieku.
Na minus redakcja, a raczej jej brak, który jednak ze względu na wakacje łatwo było mi wybaczyć.
7/10 (nie aż tak jak „Outsider”, ale solidne).