Ludzie dziwnie na mnie patrzą, kiedy powiadam, że programowanie i poezja mają ze sobą wiele wspólnego. A jednak uważam, że tak właśnie jest, i to co najmniej na kilku poziomach.
Jaki jest cel poezji? Na ten temat napisano morze: parafrazując stary dowcip – gdzie dwóch poetów, tam co najmniej trzy odpowiedzi na to pytanie. Spróbuję jednak uogólnić: poezja ma za zadanie wzbudzić w odbiorcy określone emocje lub przemyślenia, używając do tego celu słów.
Warto zwrócić uwagę na tę drugą część, oczywistą przecież, poprzedniego zdania. Język, słowa, to najważniejszy i jedyny środek, jaki poezja ma do dyspozycji do osiągnięcia swojego celu. Dobór słów, kolejność słów, ułożenie słów – wszystko to ma w poezji kolosalne i fundamentalne znaczenie. Pojedyncze słowa są na wagę złota. Kilka celnie dobranych słów potrafi wyindukować mocny i poruszający obraz; i odwrotnie – jedno niepasujące słowo może ów obraz zaprzepaścić.
Kojarzycie ten wyimek z Norwida? Pewnie, że kojarzycie, w końcu zdobił pracownię języka polskiego w co drugiej szkole.
Ponad wszystkie wasze uroki, Ty! Poezjo, i Ty, Wymowo, Jeden – wiecznie będzie wysoki: Odpowiednie dać rzeczy – słowo!
Zastanówmy się nad tym chwilę. Norwid próbuje tu wyrazić właśnie to: owo właściwe poetom maksymalistyczne dążenie do przekazania myśli w sposób możliwie najbardziej oddziałujący na odbiorcę przy użyciu odpowiednich słów. Tak i tylko tak.
Spójrzmy na kilka przykładów poszukiwania takich słów. Oto przykład zaczerpnięty z „Ocalonego w tłumaczeniu” Barańczaka, Gerard Manley Hopkins w liście do Roberta Bridgesa z 7 września 1888:
By the bye you misquote the same modern author in writing ‘airy between towers’: what is not so? it should be ‘branchy between towers’.
Gwoli wyjaśnienia: „the same modern author” to sam Hopkins, a wiersz, o którym mowa, to „Duns Scotus's Oxford [1]”, którego incipit adresat listu błędnie cytuje gdzie indziej. Poeta czepia się jednego jedynego słowa, uznając jego zamianę za niefortunną i istotnie osłabiającą przekazywany obraz, w znamiennym proteście: „powietrzny pomiędzy wieżami – a cóż takie nie jest?” W domyśle: jeśli nad jakimś krajobrazem górują wieże, to jasne jest, że pomiędzy ich najwyższymi partiami jest dużo przestrzeni, nie ma sensu tego explicite mówić w wierszu; ale Oksford z jego strzelistymi drzewami i rozłożystymi konarami jest w umyśle Hopkinsa bardzo charakterystyczny.
A teraz zacytuję fragment wiersza, o którym Theodore Roosevelt powiedział, że „nie jest pewien, czy go rozumie, ale z całą pewnością go lubi”: „Luke Havergal [2]” E. A. Robinsona. Wersy 4-5 w pierwszej redakcji tego wiersza, z roku 1896, brzmiały:
The wind will moan, the leaves will whisper some,— Whisper of her, and strike you as they fall;
Obraz jest sugestywny: niemal czuje się przenikliwy wiatr i słyszy szelest liści układający się w szept. Ale czytając ostateczny, późniejszy o ćwierć wieku wariant wiersza, widzimy, że Robinson ten fragment nieznacznie przerobił:
The leaves will whisper there of her, and some, Like flying words, will strike you as they fall;
W tej wersji wiatr obecny jest tylko w sposób dorozumiany: skoro mamy szept liści, to, jak uznał Robinson, wiadomo, że wieje i wspominanie o tym wprost jest redundantne; pominięte jest też powtórzenie „szeptu”, którego efekt wzmacniający przekaz był wątpliwy. Wyrzucając te dwie rzeczy, poeta robi miejsce na intrygującą i mocną metaforę „smagających słów w locie”, którą można interpretować na rozmaite sposoby i która interesująco współgra z dalszymi częściami wiersza („God slays Himself with every leaf that flies” w strofie drugiej).
Mieliśmy więc działający, mocny tekst; dzięki przeróbce i znalezieniu odpowiedniego słowa działa on lepiej, efektywniej. Punkt dla tych, którym przychodzi do głowy słowo „refactor”.
Zastanawialiście się, co by było, gdyby Mickiewicz używał gita? „Stepy akermańskie” były refaktorowane wielokrotnie w karkołomnych próbach uchwycenia balansu między wzburzonym oceanem a wysuszoną, jałową pustynią. Jesteśmy niemal w stanie zrekonstruować wynik działania “git log -p” na tym hipotetycznym repozytorium.
commit 90023f50e466ecf9339c1348f92bd855ccd58750 Author: Adam Mickiewicz <adam@mickiewicz.lt> Date: Wed Mar 12 19:42:12 1828 +0100 pierwszy wers - wersja ostateczna diff --git a/01-stepy-akermanskie.txt b/01-stepy-akermanskie.txt index 019e416..0c741b8 100644 --- a/01-stepy-akermanskie.txt +++ b/01-stepy-akermanskie.txt @@ -1 +1 @@ -Okrążyły mię stepy na kształt oceanu +Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu commit 1fee11618a8373ae8b8a435c6ff0c7009e3c4554 Author: Adam Mickiewicz <adam@mickiewicz.lt> Date: Fri Jun 2 17:15:26 1826 +0400 poprawka do pierwszego wersu diff --git a/01-stepy-akermanskie.txt b/01-stepy-akermanskie.txt index 4b7d669..019e416 100644 --- a/01-stepy-akermanskie.txt +++ b/01-stepy-akermanskie.txt @@ -1 +1 @@ -Wjechałem na suchego stepy oceanu +Okrążyły mię stepy na kształt oceanu commit 416f8d15382b805def5e9e80928216bc86d56eec Author: Adam Mickiewicz <adam@mickiewicz.lt> Date: Fri Jun 2 11:44:52 1826 +0400 kolejna przeróbka pierwszego wersu diff --git a/01-stepy-akermanskie.txt b/01-stepy-akermanskie.txt index d3b53c2..4b7d669 100644 --- a/01-stepy-akermanskie.txt +++ b/01-stepy-akermanskie.txt @@ -1 +1 @@ -Żeglowałem i w suchych stepach oceanu +Wjechałem na suchego stepy oceanu commit c196b9483f501992ed9ce887b5ab4f1279c1b946 Author: Adam Mickiewicz <adam@mickiewicz.lt> Date: Thu Jun 1 18:03:31 1826 +0400 przeróbka pierwszego wersu diff --git a/01-stepy-akermanskie.txt b/01-stepy-akermanskie.txt index d490bdf..d3b53c2 100644 --- a/01-stepy-akermanskie.txt +++ b/01-stepy-akermanskie.txt @@ -1 +1 @@ -Poznałem stepowego podróż oceanu +Żeglowałem i w suchych stepach oceanu
To, co próbuję pokazać na tych przykładach, to to, że dążenie do takiego użycia języka (polskiego, angielskiego, C, Javy...), żeby możliwie klarownie wyrazić w nim to, o co chodzi, i żeby – cytując C.A.R. Hoare'a – rezultat miał „obviously no deficiencies”, jest wspólną cechą poetów i programistów.
Gdyby było inaczej, nie toczylibyśmy długich dyskusji na temat wyższości paradygmatu obiektowego nad funkcyjnym albo odwrotnie, nie wymyślalibyśmy takich rzeczy jak dependency injection albo fluent APIs, nie mielibyśmy tak bogatego katalogu wzorców projektowych, nie mielibyśmy indywidualnych upodobań stylistycznych, nie pisalibyśmy dokumentów o nazwie “CodingStyle”, nie rozróżnialibyśmy pomiędzy kodem obleśnym i ładnym, wreszcie – widząc ten pierwszy – nie mielibyśmy odruchu, żeby go natychmiast przepisać.
„Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”, pisał Słowacki. Kiedy o tym myślę, przychodzi mi do głowy Lisp i często powtarzane zdanie, że to programowalny język programowania. Homoikoniczność i makra sprawiają, że pisząc program w Lispie, tworzymy nie tylko kod odpowiedzialny za rozwiązanie naszego problemu w z góry istniejącym języku, ale również rozwijamy i naginamy język, używając neologizmów: nowych, powstałych ad hoc konstrukcji składniowych, o ile tylko pozwalają naturalniej, klarowniej wyrazić sens danego fragmentu kodu. Programowanie w Lispie jest jak bycie Leśmianem.
Czasem efekt estetyczny pojawia się w kodzie niejako mimochodem. Przypomina mi się wywiad, jakiego Guy Steele udzielił Peterowi Seibelowi w jego świetnej książce „Coders at Work” (polecam!) Steele wspomina tam o jednym z najbardziej satysfakcjonujących momentów w jego karierze programisty, kiedy po dwudziestu latach udało mu się skrócić napisaną przez Billa Gospera jedenastosłowową procedurę obliczającą sinusy i cosinusy liczb rzeczywistych o jedno słowo maszynowe. Osiągnąć, wydawałoby się, nieosiągalne, dzięki właściwej poezji zwięzłości i nadorganizacji języka: oto czysta radość programowania.
Warto się rozejrzeć po GitHubie. Poezja tam się czai.