💾 Archived View for rawtext.club › ~deerbard › art › 2024-09-20-kintsugi.gmi captured on 2024-12-17 at 11:11:21. Gemini links have been rewritten to link to archived content
⬅️ Previous capture (2024-09-29)
-=-=-=-=-=-=-
W naszym domu, w najgłębszym kącie szafki kuchennej, stał nieużywany czajniczek z podgrzewaczem. Komplet, którego lubiliśmy używać z żoną na początku naszej znajomości. Poszedł w niemal całkowite zapomnienie po tym, gdy dolna część, podgrzewacz, czyli podstawka na której można postawić czajniczek, a w niej umieścić świeczkę podgrzewającą herbatę, stłukła się. Poszedł w zapomnienie pomimo, że został od razu naprawiony. Lecz pozostał z nami tam, w rogu szafki kuchennej, na najwyższej półce.
Podgrzewacz pękł na, jak policzyłem teraz po latach, czternaście mniejszych i większych kawałków, oraz pewnie sporą ilość malutkich odprysków, które nie powróciły już nigdy do całości. Choć było nam go bardzo żal, najprawdopodobniej wyrzucilibyśmy go, gdyby inicjatywy nie przejął pewien starszy członek rodziny. Tam, gdzie ja widziałem stratę, on widział po prostu zadanie do wykonania. Tak jak mi nie postała nawet myśl o nadziei, w nim nie powstało zwątpienie.
Długo jeszcze miałem nosić w sobie niewiarę w możliwość działania własnymi rękami tak głęboko osadzoną, że nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Wciąż mierzę się z nią i pewnie do końca życia będę mierzyć, choć teraz uczę się przełamywać ją na każdym kroku.
Ta niewiara, to dyby, w których zamknięty jest umysł. To zaprzeczenie ufności, którą trzeba mieć, by żyć na prawdę, nie tylko egzystować. To więzienie dla duszy działające podobnie do depresji.
Starszy członek rodziny, który naprawił podgrzewacz, zrobił to szybko, sprawnie i z jedną jedyną przyświtującą myślą - rzecz ma znów działać. Gdy zobaczyliśmy efekt, moja przyszła żona załamała ręce widząc jego brzydotę. Ja nie byłem chyba w stanie oceniać, konfrontowałem się ze wstydem, który poczułem, gdy zrozumiałem jak łatwo się poddałem. Ja bym go wyrzucił, a teraz jest znów funkcjonalny.
Finalnie czajniczek z podgrzewaczem zostały z nami, bo przecież nie było już powodu, by pozbywać się nawet tej jednej części. Ale ponieważ całość była tak brzydka, że nie mieliśmy ochoty jej używać, coraz bardziej oddalał się od nas chowając się za przedmioty częściej używane, aż w końcu znikł zupełnie. I tam pozostał na lata.
Piękno przedmiotu jest, w zależności od jego funkcji, mniej, równie lub bardziej ważne od jego funkcjonalności. Zapominamy o pięknie z różnych powodów, lecz potrzebujemy go niezmiennie, czy uzmysłowimy to sobie, czy nie.
Kilka dni temu czytałem o japońskiej sztuce kintsugi i jej filozofii przywracania do życia tego, co się potłukło bez chowania blizn, a wręcz odwrotnie, sprawiając że blizny stają się ozdobą. Natychmiast przypomniałem sobie o naszym czajniczku. Jego obraz, jak wyrzut sumienia, musiał tkwić w moim umyśle cały ten czas czekając na właściwy moment.
Postanowiłem zrobić co w mojej mocy, by przywrócić go do życia wzrozując się na estetyce złotych łączeń podpatrzonych w kintsugi, jednak nie inwestując w żadne specjalistyczne narzędzia i materiały, a bazując na tym, co mam już w domu. Po pierwsze chciałem zasiąść do pracy od razu, zanim przeminie dobry moment, po drugie zgadując że pewnie nie prędko lub nigdy nie zdarzy mi się znów taka naprawa, nie chciałem sprowadzać kolejnych rzeczy, które by znów leżały nieużywane.
Praca nad rozbitym naczyniem wciągnęła mnie całkowicie. Dawno już brakowało mi poczucia flow przy pracy. Tu odnalazłem je natychmiast. Naprawiałem naczynie i naprawiałem siebie, swoją wiarę w możliwości własnych rąk. Jak w każdej nowej czynności, nieprzewidziane problemy pojawiały się co krok, lecz zamiast poddać się, ze spokojem je pokonywałem. Każdy zamknięty etap pracy dawał satysfakcję. Wręcz cieszyłem się natykając się na kolejne nieprzewidziane dodatkowe zadanie na drodze. Dzięki niemu mogłem trwać w tym przyjemnym stanie dłużej. Dawałem piękno i nowe życie przedmiotowi, który nie miał na nie nadziei.
Metody, których użyłem, nie były metodami kintsugi, ale jednocześnie moja droga i cel były z nią zbieżne. Rozwiązania, które zastosowałem, nie są idealne, ba powiedziałbym, że są dalekie od takich, jednak były najlepszymi, jakie mogłem zastosować w ograniczających mnie założeniach przedsięwzięcia, jakie na siebie sam nałożyłem. Pracę wykonałem zaś najlepiej, jak potrafiłem.
Mam wiele wątpliwości. Czy farba starego typu, której użyłem do zamaskowania szarych plam kleju epoksydowego, jedyna czarna jaką miałem, o bardzo intensywnym zapachu, wywietrzeje w sensowym czasie, czy będzie śmierdziała latami? Czy złota farbka, której użyłem do pomalowania pęknięć nie będzie się ścierać zbyt łatwo? Co, jeśli użyjemy podgrzewacza do faktycznego podgrzewania? Jak zareagują użyte materiały? To wszystko okaże się w użyciu. Ale, no właśnie, przedmiot znów będzie użyty.
Nie tylko będzie użyty, ale jest teraz dla nas jeszcze cenniejszy (w znaczeniu ile dla nas znaczy, bo nie była i nie jest to rzecz warta wiele pieniędzy). Połączyłem działanie w stronę naprawy i użyteczności ze skupieniem na pięknie. Oto przyczyna, dla której ta czynność niosła tyle poczucia sensu.
A tak wyglądała moja praca na zdjęciach
Gdybym miał jeszcze jakąś ceramikę do naprawy w domu, zająłbym się tym od razu. Gdybym miał naprawić jej więcej, albo komuś innemu, zainwestowałbym w materiały do naprawy bliższe metodom kintsugi. Choć oczywiście nie kleiłbym naczynia japońską laką i nie posypywał łączeń płatkami czystego złota, to jednak chciałbym wykonać naprawę możliwie zgodnie ze sztuką. Tym razem jedynie powierzchownie poprawiałem czyjeś błędy.
Jeśli i w Twojej szafie lub szafie któregoś członka Twojej rodziny leży takie zapomniane naczynie, czy inny ceramiczny przedmiot, którego żal Ci wyrzucać, a jednocześnie nie masz czasu na naprawę lub nie chcesz się tym zajmować z innych powodów, chętnie przyjmę zlecenie.
In our house, in the deepest corner of the kitchen cabinet, stood an unused teapot with a heater. A set that my wife and I enjoyed using at the beginning of our acquaintance. It went into almost complete oblivion after the lower part, the warmer, that is the stand on which to place the teapot and in which to place a candle to warm the tea, broke. It went into oblivion even though it was immediately repaired. But it remained with us there, in the corner of the kitchen cabinet, on the top shelf.
The heater broke into, as I counted now years later, fourteen smaller and larger pieces, and probably a fair number of tiny chips that never returned to the whole. Although we felt very sorry for it, we would most likely have thrown it away had an elder family member not taken the initiative. Where I saw loss, he simply saw a task to be done. Just as I did not even entertain the thought of hope, doubt did not arise in him.
For a long time yet I was to carry within me a disbelief in the possibility of doing things with my own hands so deeply embedded that I didn't even realize it. I still struggle with it, and probably will for the rest of my life, although I am now learning to break through it at every step.
This disbelief is chains in which the mind is locked. It is a denial of the confidence one must have to live in truth, not just exist. It is a prison for the soul that acts similarly to depression.
The elderly family member who repaired the heater did it quickly, efficiently and with one single guiding thought - the thing is supposed to work again. When we saw the result, my future wife wringed her hands seeing its ugliness. I, I guess, was in no position to judge, confronted with the shame I felt when I realized how easily I had given up. I would have thrown it away, and now it is functional again.
In the end, the teapot with the heater stayed with us, because after all, there was no reason to get rid of even that one part anymore. But since the whole thing was so ugly that we didn't feel like using it, it got farther and farther away from us hiding behind more commonly used items, until it finally disappeared altogether. And there it remained for years.
The beauty of an object is, depending on its function, less, equally or more important than its functionality. We forget about beauty for various reasons, but we need it invariably, whether we realize it or not.
A few days ago I was reading about the Japanese art of kintsugi and its philosophy of bringing back to life what is broken without hiding the scars, in fact, the opposite, making the scars into an ornament. I immediately remembered our teapot. Its image, like a remorse, must have been lingering in my mind all this time waiting for the right moment.
I decided to do what I could to bring it back to life patterning the aesthetics of the gold joints seen in kintsugi, but not investing in any specialized tools and materials, instead relying on what I already have at home. Firstly, I wanted to sit down to work right away, before the good time passed, and secondly, guessing that I probably wouldn't soon or ever have such a repair happen again, I didn't want to bring more things that would lie unused again.
Working on the broken vessel drew me in completely. It had been a long time since I felt the flow while working. Here I found it immediately. I was repairing the vessel and repairing myself, my faith in the capabilities of my own hands. As in any new activity, unforeseen problems appeared every step of the way, but instead of giving up, I overcame them with serenity. Each closed stage of the work gave satisfaction. I even enjoyed stumbling upon another unforeseen additional task on the way. It allowed me to last longer in this pleasant state. I was giving beauty and new life to an object that had no hope for it.
The methods I used were not the methods of kintsugi, but at the same time my path and goal coincided with it. The solutions I used are not perfect, nay I would say they are far from such, but they were the best I could apply in the limitations of the undertaking I had imposed on myself. I did the work to the best of my ability.
I have many doubts. Will the old-type paint I used to mask the gray stains of the epoxy glue, the only black one I had, with a very intense smell, air out in a reasonable time, or will it stink for years? Won't the gold paint I used to paint the cracks rub off too easily? What if we use a heater to actually heat it? How will the materials used react? All this will turn out in use. But, well, the item will be used again.
Not only will it be used, but it is now even more valuable to us (in the sense of how much it means to us, because it was not and is not an item worth much money). I combined an action toward repair and utility with a focus on beauty. Here is the reason why this activity brought so much sense of meaning.
And this is what my work looked like in the photos
If I had any more ceramics to repair at home, I would take care of it right away. If I were to repair more then one, or someone else's, I would invest in repair materials closer to kintsugi methods. While of course I wouldn't glue the vessel with Japanese lacquer and sprinkle the joints with flakes of pure gold, I would still want to do the repair as properly as possible. This time I only superficially corrected someone else's mistakes.
If there is also in your closet or in the closet of some member of your family such a forgotten dish or other ceramic object, which you regret to throw away, and at the same time you do not have time to repair it or do not want to deal with it for other reasons, I would be happy to accept the commission (although if you don’t live in Poland or close to it, the shipping costs may rise too much comparing to both the valuse of the object and my work).
_____