💾 Archived View for gemini.10oddechow.pl › gemlog › 0038.gmi captured on 2024-12-17 at 10:11:18. Gemini links have been rewritten to link to archived content

View Raw

More Information

⬅️ Previous capture (2024-09-29)

-=-=-=-=-=-=-

Przemyślenia o maratonie

2024-09-09

W czasie biegu kibice trzymali różne plansze i transparenty przy trasie. Niektóre bardzo proste i konkretne: „Dalej, mamo!” czy „Fredrik, dasz radę!”, inne zabawne, jak „Dajesz, dajesz, zapłaciłeś za to!”. Ale było kilka, które miały dawać do myślenia. To była jakaś zorganizowana akcja, bo wszystkie były w tym samym graficznym stylu. Zapamiętałem dwa: „Będą kolejne biegi” oraz „Wszystko jest w głowie”.

I chyba to ostatnie to jest właśnie klucz do odpowiedzi na pytanie, czemu biegam długie dystanse. Wszystko jest w głowie. Maratonu nie biegnie się nogami – biegnie się głową. Oczywiście, nogi się ruszają, nogi bolą, nogi trzeba wytrenować, ale to o głowę tu chodzi. To są miesiące treningów, kiedy głowa musi sama siebie przekonać, żeby wyjść z domu i biegać, kiedy się nie chce, kiedy pada i wieje, a człowiek chce się zawinąć w kocyk i pić kakao z piankami. To głowa musi się nauczyć o dietetyce i eksperymentować na własnym ciele, żeby wiedzieć, jak jeść w czasie biegu, jak pić. I wreszcie, kiedy nadchodzi moment startu, to głowa musi pokonać zmęczenie, ból, chęć, by położyć się pod drzewem i pieprznąć to wszystko w cholerę.

I potem, po wszystkim, przychodzi satysfakcja. Dałem radę – nie tylko przebiec te 42 km i 125 metrów, ale poświęcić miesiące życia na trening. Zrealizować długi projekt, który absolutnie nic nie daje w kwestii materialnej czy komfortu życia. Pewnie, są efekty, jak zdrowsze serce, poprawiona odporność organizmu na infekcje, ale to można osiągnąć bez przebiegnięcia maratonu. Ale wiedza, że pokonało się własne słabości przez taki kawał czasu, a potem jeszcze tego jednego dnia, że przebiegło się przez ból i zniechęcenie, że tak, mięśnie zostały wytrenowane, że serce jest potężne, ale ta satysfakcja, że wewnętrzny leń i krytyk dostał solidnego kopa w dupę, a triumfuje ta lepsza wersja mnie, która umie zrobić coś tak trudnego właśnie dlatego, że jest trudne. Że się nie poddałem, wytrzymałem lodowaty deszcz siekący twarz w czasie zimowych treningów, litry potu spływające po ciele w czasie letnich treningów, po to, żeby móc powiedzieć: tak, zrobiłem to, bo to nic mi nie daje.

Oprócz tego uczucia cholernej satysfakcji i dumy z samego siebie.

Wstecz