💾 Archived View for magicznylas.pl › gemlog › 58_100.gmi captured on 2024-08-31 at 11:26:55. Gemini links have been rewritten to link to archived content
⬅️ Previous capture (2023-11-14)
-=-=-=-=-=-=-
kiedyś...
Nie jestem zwolennikiem startów treningowych. Jeśli już to starów o niskim priorytecie. Choć jakby się temu bliżej przyjrzeć to różnice są subtelne i wydawać by się mogło, że to kwestia semantyki, nic więcej. Kiedy startuję, to daję z siebie jak najwięcej, chcę zbliżyć się do założonego wyniku. Start w Oriento Expresso jest odstępstwem od reguły, w planie mam mocny trening i nic innego.
Spokojnie Marcinie! Sprinterów puść przodem. Nie masz formy, nie ma co szaleć. Skup się na mapie, na nawigacji i na tym, aby ukończyć.
Ukończyć, tego mi trzeba. Po wycofie podczas Szagi moje morale opadło, a bieganie z mapą i kompasem straciło swoją fajność. Zrobię mocny trening, postaram się ukończyć, przypomnieć jak się nawiguje, odzyskam utracony fun.
Startuję z czystą głową. Bez zbędnych ciśnień, bez spiny i parcia na wynik. Nie daję się ponieść, jak to zwykle bywa na początku, i ruszam powoli w stronę pierwszego punktu kontrolnego. Po drodze mijają mnie zawodnicy, wcale mi to nie przeszkadza, nie dziś. Cholernie fajne uczucie: nie ma presji, nie ma stresu.
Na bieżąco ustalam przebieg trasy. Optymalny wariant zakłada, że wszystkie punkty zgarnę po pętli. Zaczynam ją od zachodu, gdzie punkty wydają mi się trudniejsze, a kilka z nich jest czujnych. Na koniec, kiedy będę zmęczony, zostawiam sobie, zdecydowanie łatwiejszą, część wschodnią.
Punkty odnajduję bez trudności. Są doskonale widoczne (wyglądają jak słupy graniczne) i precyzyjnie rozmieszczone. Delikatnie motam się tylko przy dwóch. W terenie jest 21 punktów kontrolnych, ciekawie rozmieszczonych, bez długich nudnych przelotów, sprawia to, że czas mija błyskawicznie, a dystans nie nuży.
Napieram równym tempem. Zwalniam podczas biegu na azymut, krzaczory chłostają niemiłosiernie, lasy nie są „białe”, a ich przebieżność nie sprzyja zbytniemu ścinaniu optymalnego wariantu. Funduję sobie porządne chaszczowanie, bo co to za rajd bez przygód? Jeżyny były (Tomku, pozdrawiam), ale tym razem nie biegłem na krótko. Wciągnąłem na zad sprawdzone Dobsomy, dzięki czemu mogłem śmiało, jak czołg, przedzierać się przez bujną roślinność. Na marginesie, użytkownicy Dobsomów, zauważyliście, że przez mokre nogawki pokrzywy parzą?
Podczas zejścia z ostatniego punktu zaliczam klasyczną i jedyną wtopę. Dobiegam do niewłaściwej drogi i biegnę nią na północ, zamiast na zachód, w stronę mety. A wystarczyło jedno spojrzenie na igłę kompasu…
Na metę docieram jako trzeci z czasem 5:53:49. To świetny wynik, szczególnie że jest to start treningowy, a po drodze przystawałem, aby pojeść czerwonej borówki. Może z moją formą jest nie najgorzej? W każdym razie jestem miło zaskoczony faktem, że załapuję się na pudło. Co prawda przy szesnastu startujących, to nie powód do dumy, ale mimo wszystko przyjemnie łachocze.
Kilka zdań o Oriento Expresso. Jak dla mnie, impreza wzorcowa, świetnie zorganizowana. Mogę o niej napisać w samych superlatywach: świetna baza zawodów, malownicze tereny, żarcie w opcji mięsnej lub wege, dodatkowo ognisko z kiełbaskami i pieczonym dzikiem, losowanie nagród, masaż (tak, tak), profesjonalna opieka dla najmłodszych. I co najważniejsze: ciepła woda pod prysznicem.
[058/100]