💾 Archived View for sdf.org › flamenco › 2023-12-10_sen-niespokojny-rec.gmi captured on 2024-05-12 at 15:15:28. Gemini links have been rewritten to link to archived content
⬅️ Previous capture (2023-12-28)
-=-=-=-=-=-=-
Jakiś czas temu zakupiłem wysyłkowo książkę pt. "Sen niespokojny"
Radomiła Darmiły. Niedawno ją przeczytałem. Od tamtej pory połknąłem
jeszcze kolejne 2,5 książki, więc z pewnością nie nazwiemy poniższego
Obiecałem sobie, że napiszę coś w rodzaju recenzji, tj. raczej zbiór moich
wrażeń i przemyśleń po lekturze (bo nie zamierzam trzymać się formy
recenzji, a jedynie ciurkiem pisać).
Liczę na to, że Autor napisze jeszcze jakieś książki z gatunku
science-fiction, a ominie pokusy tworzenia fantasy. Będę miał co czytać.
Niniejszym zakładam w mózgu przypominajkę, aby sprawdzić twórczość
Radomiła Darmiły, czy nie zaplątało się tam jeszcze jakieś inne
science-fiction i oczekiwać tego w przyszłości.
Do zakupu książki (a potem przeczytania, to nie są sprawy tożsame)
zachęciły mnie dwie rzeczy:
pewną taką nieśmiałością, gdy chodzi o otwarcie portfela.
=>
https://www.fahrenheit.net.pl/ksiazki/recenzje/fantastyczne/recenzja-sen-niespok
ojny-radomir-darmila/ 1:
https://www.fahrenheit.net.pl/ksiazki/recenzje/fantastyczne/recenzja-sen-niespok
ojny-radomir-darmila/
I się nie zawiodłem.
Faktycznie, jak Mason powiedział, trzeba przetrwać początek - Autor nie daje
tu czytelnikowi taryfy ulgowej. Myślę, że gdy przeczytam ją po raz drugi
za kilka lat (a zrobię to na pewno!), przyjemność z lektury wzrośnie, bo
będzie trwać o kilkadziesiąt stron dłużej.
Do jego recenzji będę się dalej odwoływał, także niejawnie, bo pomaga
uporządkować myśli.
I nic mnie to nie obchodzi. I tak prawie nikt tego nie czyta.
Okładka książki "Sen niespokojny" [IMG]
Bohaterowie mają dla mojej "inteligencji emocjonalnej" wystarczająco
wiarygodne życie wewnętrzne, abym nie miał do tego uwag. Brak silnie
podkreślonego wątku romansowego w tym wypadku postrzegam jako plus. To
znaczy: romans się odbywa, a jakże, ma swoją wagę, o czym dalej, a nawet
wykorzystanie fabularne. Ale leży jakby na drugim planie, trochę wyjaśnia,
trochę zaciemnia, a przede wszystkim - nie przeszkadza. Gdyby został mocniej
uwydatniony, stałby się kwiatkiem do kożucha, tutaj się leje krew i latają
flaki.
Dzięki wykreowaniu kilku ras Autor mógł sobie pozwolić na wymyślanie
różnych, czasem nam znanych, a czasem dziwnych społeczeństw, które mimo
tego nie psują się, tylko działają.
Wermizowie mają cykl rozwojowy (znany z ziemskich stawonogów społecznych jak
pszczoły, mrówki i termity), w trakcie którego zmienia im się praktycznie
wszystko, włącznie z płcią. Pod warunkiem, że wykluli się jako wojownicy,
bo wtedy zmierzają do roli matki. Jednostka mogła się "urodzić" jako
bezpłciowe *turteni*, forma robotnicy, lub nieokreślone *dżirgiże*
pozostające w symbiotycznym związku z wojownikiem. Zapomniałem, jak to się
mądrze nazywa - gdy np. pszczoła zależnie od wieku wykonuje inne zadania i
zawsze wie, co ma robić.
Marunderzy (ich nazwa z pewnością nie jest przypadkowa) są najmniej poznani.
Wiadomo, że nie tworzą "narodu", błąkają się po dżungli, a gdy osiadają
w miastach podokrechtów, trochę się cywilizują. Zgodnie ze zwykłymi
prawidłami z Ziemi, najsłabsi mają przegwizdane - inni wykorzystują ich do
czego tam się da.
Podokrechtowie zajęci są wytwórstwem, handlem i kombinowaniem - a to, jak
wiadomo, wystarczy za społeczną organizację, reszta wytworzy się sama. Nie
cieszą się sympatią ras wrażliwych estetycznie, bo mają bardzo mało
punktów za wygląd.
Jerzozwieżowaci łenandi także preferują dżunglę i chętnie handlują. Ale
od czasu do czasu wszystkich ogarnia jakiś amok, który na styku pidżynu i
języków ludzkich przybrał nazwę *razaboj* - wtedy rzucają się na
wszystkie inne rasy z krwawymi zamiarami - ale bardzo dobrze współpracują
wewnątrz własnego gatunku. Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego jułeni nie
wytępili ich w drugim podejściu w starciu z wermizami. Na to z pewnością
mieli dość sił i środków - a dżungla od razu stałaby się
przyjaźniejsza.
Jułeni są najbardziej fizycznie podobni do ludzi, do tego stopnia, że rasy
te mogą odczuwać wobec siebie seksualny pociąg (a to nie lada sprawa), a jak
w dalszych rozdziałach powieści się dowiemy - także psychicznie.
Przypominają trochę cywilizowanych mieszkańców innego kontynentu. W tym
zestawieniu to ludzie są jak Aztekowie, chaotyczni, tracący energię na
zbędne kłótnie (Polacy!), emocjonalni. Jułeni to kolonizatorzy:
bezwzględni na wojnie, planowi w działaniu, nieco tajemniczy w warstwie
politycznej. Wiadomo, że działa u nich dość dobrze ścisły podział ról
męskich i żeńskich, który oczywiście czasem ulega złamaniu, jak to u
ludzi (bo to ludzie, tylko z innego kontynentu). Chłopięcość mężczyzn
dostała szczególne podkreślenie w zestawieniu z matczynością kobiet.
Innymi słowy, choć to męska rzecz strzelać i ginąć, to nie przeszkadza
być przy tym maminsynkiem. A kobiecą rzeczą jest pielęgnować sprawy
emocjonalne i tajemne, a zatem i dyktować niedorozwiniętym mężczyznom, co
mają robić, aby naród się rozwijał. Oczywiście kierowanie chłopcami
wymaga mądrości - zgodnie z dewizą Zen[2], spuszczenie pieska ze smyczy to
też forma kontroli - dlatego nie należy wyrażać swojej woli zbyt często i
godzić się na nieuchronne straty wynikłe z chłopięcej niedojrzałości.
2: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zen
W powieści nie ma za dużo tego słodziaśnego miamlania. Strzelają
karabinki, leje się krew, to podstawa. Dżungla kipi *razabojem*, wermizi
pękają z wściekłości, podokrechci handlują, jułeni knują... Ale Autor
pozwolił sobie wcisnąć taką niewielką historyjkę dziwnego zauroczenia
człowieka i jułenki.
Wątek miłości międzygatunkowej, choć ilościowo rzecz biorąc poboczny,
otwiera ogromne pole dla wyobraźni, tworzy przestrzenie, które Autor będzie
mógł eksplorować, jak długo zechce. A to np. dlatego, że każdy, kto
pamięta lekcje biologii z liceum (w każdym razie te sprzed lat, nie wiem, jak
to jest teraz), wie, że o wzajemnym pożądaniu dwóch osobników decyduje
mnóstwo różnych, często pozaświadomych czynników. Że wymienię tu tylko
takie drobiazgi, jak odpowiednia gra ciała, zapachy (nie tylko feromony,
także zapachy spod pachy), kolor skóry i wszelkie na niej plamki, wypryski,
włoski, znamiona, dalej barwa i brzmienie głosu...
Ile czynników musiało się zejść do kupy, aby Mered nie uciekł z krzykiem
na widok Mian, a ona nie przeszła do trybu dyplomatycznego?
Jakie motywacje musiały przyświecać przedstawicielce dominującej (moim
zdaniem) płci, aby pochyliła się nad zrozpaczonym człowieczkiem i uznała
go za potencjalny materiał na partnera (bo pamiętajmy, że *ittuwieli*)? Bo w
przypadku Mereda mogło być łatwiej - Autor wprost powiedział, że kolonia
cierpi na poważny deficyt kobiet. Aż dziwne, że nie opisał ekscesów z tym
związanych.
Bardzo mi się podobało, że Autor nie silił się na anglicyzację, czy
pseudoceltyzację nazw. Skoro to Polacy otworzyli (lub zostało im otworzone,
BUMMM) Bramę, przeszli i zaczęli poznawać, naturalne, że nadawali nazwy
wedle swojego klucza słowotwórczego. Język polski ma swoją fonetykę,
melodię i to dało się w książce zauważyć. Autor bardzo zręcznie
zresztą tworzy nowe słowa - nazwy narodów/ras sugerują, że powstały
jakby w kombinacji niezrozumiałych dźwięków języka pierwszych
przedstawicieli i polskiej fonetyki. A kto słyszał, ten wie, że szczególnie
uzdolnieni słowotwórczo są... Żołnierze (więźniowie też). Być może
działanie w stresie powoduje, że zachodzi ekspresja tego talentu. A zatem i
bohaterowie zwiedzający Tirgę powinni dawać upust - i dają.
Nie do końca zrozumiały jest zabieg związany z imionami jułenów: brzmią z
jednej strony jak gry słowne z łaciną, greką i hebrajskim, z drugiej jak
importy z Tolkiena (Fan Orifiel, Aza Symiel, Dina Zofiel, Mian Mikal, etc.).
Podejrzewam, że Autor nie przypadkowo tak je układał, ale nie wgłębiałem
się w to bardziej.
Najwięcej wątpliwości wywołały we mnie ("O ironio!", że zacytuję Kacpra
Piwowarka[3], mojego ulubionego podkastera) nazwiska polskie: Gowiędo(-),
Barwicz(+), Kłodziądz(-), Malchrzewski(-), Mered(-), Szwarc(+)-Szady(+)[-],
Kówczęg(-), etc. Znowu podejrzewam, że Autor miał pod nimi ukryty jakiś
zamysł, ale też myślę, że raczej prywatny i bez zagadki do rozszyfrowania
przez czytelników. Z tego powodu uważam je za najsłabsze ogniwo całej
słowotwórczej orgietki, którą obserwujemy na kartach książki. Bo
nazwiska te trochę jednak zgrzytają, do tego stopnia, że zajrzałem do
spisów, aby je sprawdzić - minusy postawiłem przy tych, które nie istnieją
w przejrzanych przeze mnie spisach. Ich brzmienie jednak (choć zgrzyta) jest
wiarygodne fonetycznie. Gdyby pochodziły od imion zagranicznych, tak by je
wymawiano po paru wiekach asymilacji (vide. Rembo(-)(fr.) - z "Dam i huzarów"
Fredry, zapewne francuski służący Rimbaud, ale też Szymański(+)(jud.) -
czasami jest to spolszczone Szames, Walach(+)/Wałach(+)(ger.) - od Wallach,
Busz(+)(eng.) - kto wie, ilu Bushów emigrowało do Polski w epoce Stuartów?,
Kenda(+)(eng.) - od Kennedy?, Ber/Bur(+)(hol.) - od Boer, Kuper(+)(hol.) - od
Kuiper, Kowacz(+)(hun.) - od Kovacs, Gorba(+)(hun.) - od Görbe... Nazwisk z
języków wschodniosłowiańskich nie ma co wspominać, ich jest po prostu
mnóstwo i nie do odróżnienia).
https://warroza.pl/ewolucyjne-spojrzenie-na-organizm-kacper-jerzy-piwowarek/
3: https://warroza.pl/ewolucyjne-spojrzenie-na-organizm-kacper-jerzy-piwowarek/
Ciekawe zabawy słowami pojawiły się przy okazji opisywania insektoidalnych
(czy też arachnoidalnych) wermizów. Czytając słowo *"turteni"*
uśmiechnąłem się pod nosem.
Pomijając dyskusje sofistyków ze scholastykami, zdecydowanie TAK. Nie
zaliczyłbym tego do "twardej fantastyki naukowej", bo autor umiejętnie nas
rozgrywa, aby uniknąć wszelkich odniesień do współczesnego stanu wiedzy.
Ale wykorzystuje (jak rzekłem: umiejętnie) jeden z fantastycznych schematów
powieściowych - i spełnia "postulat Lema"[^1].
[^1]: Czyli ów, który mówi mniej więcej, że aby sprawdzić, czy dana
powieść rzeczywiście jest z fantastyki, należy obrać ją z wszelkich
elementów fantastycznych i zobaczyć, co zostanie. Jeżeli jej fabuła mogła
zostać zadzierzgnięta bez pomocy tego sztafażu, to nie jest
powieść prawdziwie fantastyczna.
Moim zdaniem nie tyle zawieszone, co otwarte, to prawda. Na tyle zręcznie, że
Autor może, ale nie musi dopisać kontynuacji. Jeżeli tego nie zrobi, wiele
różnych wątków i pomysłów pozostanie otwartych, niedopełnionych lub
niedojaśnionych. Ale czy w fantastyce nie chodzi też o to, aby czytelnik
czasem popracował trochę własną wyobraźnią?
📅 nie 10 grudnia 2023