💾 Archived View for magicznylas.pl › gemlog › 68_100.gmi captured on 2024-03-21 at 15:01:36. Gemini links have been rewritten to link to archived content
⬅️ Previous capture (2023-12-28)
-=-=-=-=-=-=-
kiedyś...
Wyobraź sobie nieskrępowany niczym bieg. Leśną miękką ścieżkę; długi i kręty single track. Cień rzucany przez rozłożyste korony drzew, śpiew ptaków, woń kwitnącego w poszyciu kwiecia. Wyobraź sobie lekkość biegu. Krok za krokiem. Delikatne lądowanie i sprężyste odbicie. Pokonywany z łatwością dystans, bez wysiłku, bez uczucia ciężkości. Bez odrobiny strachu. Wyobraź siebie biegnącego. Jesteś rozluźniony, lecz wyprostowany, elastyczny, lecz szybki. Wybijasz się z palców i lądujesz na śródstopiu. Biegniesz, pewnie odbijając się od podłoża. Muskasz palcami miękką ziemię, przeskakujesz kamień. Lądujesz, lecz twoje stopy nie dotykają powierzchni ścieżki. Wyobraź sobie, że lecisz.
Kiedy w grudniu, zeszłego roku, zaczynałem przygodę z naturalnym bieganiem, nie wiedziałem jak wiele wyrzeczeń i bólu spotkam na swojej drodze. Pomimo tego, że do tematu podszedłem z dużą ostrożnością, nie uniknąłem komplikacji. W drugiej połowie stycznia nabawiłem się zapalenia ścięgna Achillesa, przez co musiałem na jakiś czas zrezygnować z biegania. Kontuzja odnawiała się trzykrotnie, a poziom frustracji rósł. Dopiero po Rajdzie Dolnego Sanu nieprzyjemne skrzypienie ustało, a opuchlizna zeszła. Do dzisiaj nie potrafię wyjaśnić, co było przyczyną cudownego ozdrowienia. Może to zasługa przymusowej krioterapii, jaka spotkała mnie na trasie RDSu? Nie wiem…
Jednym pewne rzeczy przychodzą naturalnie, a inni muszą włożyć sporo wysiłku w to, aby osiągnąć upragniony cel. Mnie czekało sporo pracy, a wizja bosonogiego biegu, bez strachu o stopy, nie była taka oczywista. Nieprzyjemne doświadczenie urazu spowodowało, że stałem się jeszcze bardziej ostrożny. Odpuściłem wszelkie próby biegania naturalnego, na rzecz gimnastyki wzmacniającej stopy i łydki. Mijały tygodnie, kolejne starty przekonały mnie, że kontuzja została zaleczona i mogę spróbować pobiec boso. Sukcesywnie dokładałem do tygodniowego dystansu krótkie bosonogie biegi. Z czasem ich dystans zwiększałem, dbając o to, aby podłoże, po którym biegam, było różnorodne. Jakie stymulujące było pokonanie czterystumetrowego, wysypanego żużlem, dobiegu do drogi pożarowej.
Jakiś czas temu, podczas jednego z treningów, zorientowałem się, że moja technika biegu płynnie przeszła z lądowania na pięcie do lądowania na śródstopiu. To stało się samo, naturalnie, bez kontroli. Kontynuowałem ćwiczenia wzmacniające, nie ingerując w technikę biegu. Pomyślałem, że skoro samo się dzieje, to niech tak będzie. Potem ukończyłem Rajd Konwalii. Wszystkie odcinki biegowe pokonałem, lądując na śródstopiu. I nie przesadzę ani odrobinę twierdząc, że przebiegłem „naturalnie” pierwszą setkę. Po RK, kiedy ochłonąłem i doszedłem do siebie, jeden trening w tygodniu – BS 10 km – biegłem na bosaka. Jednak bieganie boso, kiedy stopy przyzwyczajone są do wygodnych i miękkich butów, nie jest taką łatwą sprawą. Uznałem, że najbezpieczniej będzie zakupić odpowiednie obuwie przeznaczone do naturalnego biegania, a bosonogie eskapady będą kolejnym celem na drodze ku uwolnieniu stóp i powrotowi do naturalnej techniki biegu.
Tak sobie myślę, że z tym uwalnianiem jest jak z walką z nałogiem. Trzeba dużo silnej woli i sporo czasu, aby wyrwać się z łap uzależnienia.
Zmiana techniki biegu, z dnia na dzień, jest niebezpieczna. Nadmierny entuzjazm może zrobić więcej złego niż dobrego, chyba że jest połączony z żelazną konsekwencją. Kiedy za oceanem, dzięki książce „Urodzeni biegacze” zapanował bum na naturalne bieganie, sceptycy przytaczali mocne argumenty, bo liczba kontuzji wywołana nieumiejętnym podejściem do bosonogiego biegania rosła. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Wystarczyła chwila nieuwagi, zbyt duże obciążenie i przyplątało się paskudne zapalenie. Kontuzja, choć niepotrzebna, uzmysłowiła mi, że w tej materii należy postępować niezwykle delikatnie, spontan jest niewskazany, a cierpliwość popłaca.
Przygoda z naturalnym bieganiem jest dla mnie kolejnym szczeblem biegowej ewolucji. W naturze ewolucja ta zatacza koło a inaczej, zjawisko to jest powrotem do korzeni. To paradygmat, o którym nie można zapomnieć i który kształtował nas ludzi.
Stawiając pierwsze kroki w „technice” naturalnego biegania, musimy być świadomi wysokiego ryzyka wystąpienia kontuzji. Następnie, długi okres adaptacji, dodatkowych ćwiczeń, ewentualnego zakupu odpowiednich butów staje się kłopotliwą barierą, dla niektórych, nie do przebycia. Dlaczego więc biegać naturalnie? Co daje taka technika? I czy warto pozbywać się wygodnych butów, starych nawyków i komplikować sobie życie jakimś tam bosonogim biegiem, kiedy jesień za progiem, a potem mrozem szczypiąca w nos Pani Zima?
Na te, i inne pytania postaram się odpowiedzieć w kolejnym wpisie.
CDN
[068/100]