💾 Archived View for sdf.org › flamenco › 2015-10-10_jesienna-deprecha.gmi captured on 2023-12-28 at 16:41:36. Gemini links have been rewritten to link to archived content

View Raw

More Information

-=-=-=-=-=-=-

Jesienna deprecha

Kuba Wojewódzki zwymiotował pod siebie i od razu wrócił do bobrowania w

śmietniku. Dziś połów wypadł słabo. Choć dzień był mroźny, pochmurny

i mroczny jak stosunki polsko-rosyjskie, to przecież nie można tracić

nadziei. Najpierw trafił się całkiem nieświeży ser i to wyglądało na

pomyślny omen (ser im nieświeższy tym świeższy), potem lekko zawilgła

(schowana pomiędzy dwiema zużytymi pieluszkami) bułka, co w najlepszym razie

mógł zaliczyć do znaków najwyżej neutralnych. I wtedy w oko mu wpadła

szynka, najwyżej tygodniowa. Przynajmniej tak wyglądała na pierwszy rzut.

Nie widział ostatnio najlepiej, od czasu, gdy ukraińscy patrioci obili go

solidnie po twarzy, nie wiadomo za co. Przecież on tylko dzielił się z nimi

swoimi przemyśleniami. Ta szynka smakowała trochę kwaśno, ale kiedy

zagryzł ją bułką - jakoś poszła. Niestety, utrzymała się najwyżej

kilka minut. To jednak nie był dobry dzień, oj nie. I na dodatek zalegającą

od rana cuchnącą mgłę rozpraszać zaczął śnieg z deszczem. Kuba poczuł

znowu, jak rzygowina zakisłą falą żółci podchodzi mu do gardła. Z tego

wszystkiego stracił równowagę i potoczył w dół, do błotnistej kałuży,

która niby fosa otaczała śmietnik.

Bozon Higgsa obserwował ukryty w bramie, jak żulik stacza się ze

śmierdzącej kupy odpadków. Sięgnął do kieszeni i wyjął nóż motylkowy.

Gładki ruch ostrza spowalniał poczerniały muł wciśnięty w szpary przy

nitach - ślady krwi. Wiele ofiar przyjęło to ostrze. Na korpus. To ostrze

przyjęło wiele ofiar. Na sztych. Pamiątka po dziadku. Miał przodek

fantazję, nie to, co jego syn, wychowany w przytułku dla dzieci skazańców

gdzieś w pomorskich głuszach. Bozon ujął rękojeść i podkradł się

bliżej sterty śmieci. Wyszedł w ten sposób spod osłony bramy i

zlodowaciały deszcz zaczął kapać mu za kołnierz. To nie był dobry dzień.

A właściwie wieczór, bo oczy ćmił już grudniowy zmrok.

O przydział na morderstwo starał się od dwóch miesięcy. Niestety, deficyt

budżetowy od paru lat pożerał też finanse na rozwój biurokracji.

Stanowiło to już dowód ostatecznego upadku gospodarki, bowiem, jak każde

dziecko wie, biurokracja umiera na końcu. Bynajmniej nie przez solidarność

zawodową, a przez instynkt samozachowawczy. Stąd Wydział ds.

Współczujących Inaczej w Departamencie Spraw Społecznych z racji

chronicznego niedofinansowania ulokował się w odrapanej klitce po sklepie

spożywczym gdzieś wśród blokowisk Dolnej Kwadry i obsługiwany był przez

dwóch niedożywionych urzędników zawalonych aktami i teczkami personalnymi.

Mimo wprowadzenia środy jako “dnia bez interesantów” nie byli w stanie

przeprocedować wszystkich napływających podań. Prośby o uprawnienie do

zamordowania sąsiada - około 80%. Po 6% błagań o przydział na męża i

żonę, odpowiednio. Po 2% odpowiednio: dzieci przeciwko rodzicom, rodzice

przeciwko dzieciom. Reszta - w większości podania o prawo do zamordowania

przypadkowej osoby, bez konkretnego wskazania. Procedury były liczne i dość

precyzyjne, ale pracochłonne. W pierwszym rzędzie należało wykluczyć

morderstwa w celach finansowych i seksualnych. Oczywiście, w tych drugich mowa

o eliminacji męża w celu uzyskania dostępu do żony (lub odwrotnie) -

własnych lub cudzych. Morderstwa o seksualnym podtekście, jak psychopatyczne

gwałty, znajdowały się w ostatniej, najmniej licznej grupie obejmującej

zaledwie 6% ogółu podań. Bozon Higgsa, szczęśliwie, został zaliczony do

grupy motywującej pragnienie morderstwa ogólną frustracją, co dawało

szansę na uzyskanie pozwolenia, o ile petent wytrzymał wielokrotne stanie w

kolejkach do różnych urzędów przez kilka tygodni, uzupełnianie

brakujących zaświadczeń, błagania, przekupstwo czekoladkami z przemytu,

czyli różne czynności nie przystające do osobowości zaburzonej. Niektórzy

się poddawali i próbowali realizować swoje potrzeby poza systemem prawnym.

Tych jednak dość szybko dopadały nadmiernie rozrośnięte służby

kontrwywiadowcze, które z braku innego zajęcia zastępowały

niedofinansowaną policję - tą drogą można było zrobić dość łatwo

szybką karierę polityczną. A to znowuż zapewniało spokojną starość

gdzieś w raju podatkowym. Chętnych zatem nie brakowało. Stąd ci mądrzejsi

psychopaci woleli schować w kieszeń zaburzenia i poddać się maglowaniu

przez system biurokratyczny. I stali, jak należy, jak prawi obywatele. Kolejka

wiła się między blokami, oczekujący tkwili przez ten czas pod gołym niebem

śpiąc tam, gdzie nocka ich zastała, bez względu na pogodę. O żadnych

zapisach, zeszytach, komitetach kolejkowych nie mogło być mowy - byli w

końcu, przecież, socjopatami.

Kiedy Bozon Higgsa dotarł wreszcie (po czterech dniach pod typowo

listopadową, szarą i ciężką od lodowatej wody chmurką) do pancernego

okienka, był głodny, zmarznięty i wściekły. A jednak powstrzymał rękę

zaciśniętą kurczowo na nożu motylkowym i grzecznie wypełnił papierki,

przedstawił zaświadczenia, podpisał tu i tu, zapłacił, złożył podania o

zwrot zapłaty z powodu złego stanu majątkowego (automatycznie odrzucone), i

ze względu na zły stan zdrowia psychicznego (poszło do rozpatrzenia, z

dużymi szansami na pozytywną odpowiedź). Czerwony jak krew blankiet

przydziału wkrótce palił mu kieszeń szarego, połatanego, filcowego

płaszcza. Nie tracąc czasu wyruszył na łowy.

Cholera by to wzięła. Czuł, że powoli marznie. Czatował od paru godzin, a

trafił mu się tylko ten żałosny lump, nie dość, że chudy i żylasty, to

brudny, a zapewne też śmierdzący szczyną i bździną. Co za przyjemność

z prucia takiego narkomańskiego zera? Żulik tymczasem zwijał się w

skurczach żołądka, ale nie przestawał bobrować w odpadkach. Wygrzebane

resztki wpychał sobie od razu do gęby, pomiędzy lśniące bielą implanty.

Każdy ma jakieś pamiątki po lepszych czasach. Bozon na przykład miał

nóż. Ujął zatem pamiątkę w krzepkie palce i świńskim truchtem ruszył w

stronę żulika, który zdawał się świata nie widzieć poza śmierdzącymi

resztkami. Ale: jak się nie ma, co się lubi...

W ciosy włożył cały zapiekły gniew (a masz ci w nerę!) za zmarnowane w

suburbiach dzieciństwo, za durne imię, jakie nadali mu pieprznięci rodzice

(z buta w brzuch!), za szkołę, w której nauczyciele nie doceniali jego

zdolności (jeszcze raz masz ci w nerę!), koledzy go poniżali wkładając mu

głowę do klozetu i sikając na plecy (i w brzunio ciaaach!), za długą

drogę do domu przez błotniste, wiecznie dziurawe chodniki szerokości pół

człowieka, zastawione zardzewiałymi wrakami samochodów, za niedziałające

światła na przejściach dla pieszych (na ci jeszcze!) i chamskich kierowców

chlapiących spod kół brunatną mazią prosto na wyprasowane przez mamę

spodenki (i za to też!), za zamknięte drzwi do mieszkania i długie godziny

ukrywania się po śmietnikach, aż rodzice wrócą z kolejki po zasiłek,

pijani winem “Tytan”, śmierdzący mokrą wełną i tanim tytoniem (po

oczkach szast!), za młodocianych gandziorów szukających ulgi między

pośladkami dziecka (gorące flaczki z brzucha chlup!) i już tak zupełnie bez

powodu, za wszystko, za nic, tak po prostu, umieraj wreszcie, skurwysynu!

Jesienna deprecha [IMG]

Komentarz

Opowiadanko machnąłem - w zasadzie nie pomnę kiedy, zainspirowany wezwaniem

do mini-konkursu literackiego, nie wiem, skąd, nie wiem, kiedy. Ale w

notatkach zachowały się jego reguły, które niżej zamieszczam. Liczę, że

wyjaśnią pewne niuanse dotyczące cech powyższego tekstu.

--------------------------------------------------------------------------------

Konkurs literacki

Limit znaków: 10 000 + 200 ze spacjami oczywiście.

(plus 200 to margines bezpieczeństwa, powyżej którego będzie cięte;

marginesu dolnego - brak)

Konwencja: szeroko pojęta fantastyka, w ramach tego pełna dowolność.

Warunki:

1. Musi się pojawić Bozon Higgsa w sposób dowolny.

2. Opowiadanie o maksymalnie depresyjnym klimacie.

3. Musi się pojawić w sposób dowolny celebryta lub osoba znana. Znana na

tyle, że ma swoje hasło na wikipedii? Ale nie takie stworzone przed chwilą.

Wiecie, o co chodzi.

W kwestii uszczegółowienia: seryjny m. jak się domyślacie jest głównym

bohaterem, natomiast krainę czarów rozumiemy jako dowolną rzeczywistość

nie będącą rzeczywistością, w której żyć nam przyszło.

--------------------------------------------------------------------------------

📅 sob 10 października 2015

↩ Index (Strona główna)

📁 Opowiadania

#Opowiadania

#konkurs