💾 Archived View for rawtext.club › ~faildev_mode › gemlog › hate-on-android.gmi captured on 2023-07-10 at 14:44:28. Gemini links have been rewritten to link to archived content
⬅️ Previous capture (2023-03-20)
-=-=-=-=-=-=-
2023-02-10
Android jest systemem operacyjnym tworzonym i rozwijanym przez Google – jedną z najbogatszych firm na świecie, znanej ze swoich praktyk monopolistycznych i nierespektowania prywatności użytkowników. Jest to projekt open source, jednak w tym przypadku jest to jedynie strategia biznesowa, nie zaś wartości etyczne jakimi kieruje się projekt. Android korzysta ze zmodyfikowanego jądra Linux, lecz nie jest systemem operacyjnym ogólnego przeznaczenia jak GNU/Linux. Znajduje zastosowanie głównie w smartfonach, ale zasila także tablety, telewizory, tablice interaktywne, a niekiedy nawet samochody. Jest to system konsumencki. Choć posiada wiele opcji pozwalających dostosować jego wygląd i działanie, znacznie więcej niż iOS, nie jest hackowalny i pewnych rzeczy po prostu nie można obejść, zwłaszcza gdy jest to sprzeczne z interesami Googla lub producenta urządzenia.
Na rynku urządzeń mobilnych jedyną alternatywą dla systemu Android jest iOS od Apple. Zaistnienie trzeciej alternatywy jest trudne, ponieważ producenci sprzętu nie projektują swoich urządzeń tak, aby mogły na nich działać różne systemy operacyjne, nie udostępniają otwartoźródłowego firmware, blokują rozruch, jednak przezwyciężenie tych trudności i wysyp dziesiątek mobilnych dystrybucji GNU/Linuxa to (miejmy nadzieję) tylko kwestia czasu. Na dzień dzisiejszy wybrany zdegooglowany custom ROM + root to jedyna sensowna opcja korzystania z telefonu z zachowaniem prywatności, bezpieczeństwa i umiarkowanym poziomem stabilności. Ja korzystam ze zrootowanego LineageOS 19.1, ale nie mogę się doczekać, kiedy GNU/Linux będzie już na tyle stabilny, że będę mógł uruchamiać na telefonie te same aplikacje, co na moim laptopie.
Niestety pomimo wysiłków i dobrych intencji twórców LineageOS, Android to nadal jest... Android. Przedstawiam listę 10 rzeczy, które są dla mnie bardzo wyjątkowo frustrujące, a nawet doprowadzają mnie do szału. Na przygotowanej przeze mnie liście jest ich ponad 30. Myślę, że u każdego znalazło by się parę takich rzeczy. Zaczynamy.
Domyślnie nie jesteś administratorem swojego urządzenia. Jesteś jego użytkownikiem i MUSISZ się dostosować do wytycznych. Domyślnie root jest zablokowany, a w stockowych dystrybucjach (pochodzących od producentów telefonów) producent często ma większe uprawnienia niż użytkownik. Zrootowanie telefonu i odzyskanie choć części kontroli wymaga zmodyfikowania obrazu systemu poprzez wgranie odpowiednich łatek z zewnątrz. Dawniej było to prostsze, ale obecnie producenci smartfonów często blokują taką możliwość, a jej odblokowanie skutkuje utratą gwarancji. To znaczy, że jak telefon wpadnie ci do wody albo pęknie ekran, nie otrzymasz nowego telefonu, mimo że awaria nie była spowodowana ingerencją w system operacyjny. W przypadku mojej Motoroli odblokowanie wymagało przejścia przez skomplikowaną procedurę, podczas której należało pozyskać pewien kod z urządzenia, wysłać go przez stronę Motoroli wraz z adresem email i otrzymać inny kod do odblokowania, a następnie wgrać własny system bo odblokowanie powoduje automatyczne wykasowanie całej zawartości urządzenia wraz z systemem. Wszystko to poprzez terminal połączony z telefonem kablem USB. Na różnych urządzeniach ta procedura wygląda różnie, a z niektórymi w ogóle nie da się tego zrobić, bo producent tak chciał.
Korzystanie z roota może być niebezpieczne, ponieważ umożliwia użytkownikowi uszkodzenie systemu tak, że ten nie będzie się już nadawał do użytku. Uważam, że każdy użytkownik Androida powinien być tego świadomy. Uważam również, że każdy ma prawo do kontrolowania swojego urządzenia tak jak chce. Opcja odblokowania dostępu do roota powinna być dostępna w ustawieniach telefonu. Może być ukryta tak jak opcje programistyczne, ale łatwa do włączenia jeżeli wiesz, gdzie się znajduje, poprzedzona ostrzeżeniem: rooting pozwoli ci korzystać z telefonu w sposób, jaki nie został przewidziany przez twórców systemu (tutaj jakieś przykłady), ale jeśli nie będziesz wystarczająco ostrożny, możesz nieodwracalnie uszkodzić swój system. Pamiętaj o robieniu kopii zapasowych, nie wpisuj komend, jeśli jesteś pewien co robią, nie przydzielaj uprawnień root niezaufanym aplikacjom, bo to pozwoli im na ominięcie wszystkich zabezpieczeń i przejęcie kontroli nad urządzeniem.
Android ma dobrze odseparowane dane aplikacji. Pozwala to łatwo stwierdzić, które aplikacje zajmują najwięcej miejsca, wyczyścić pamięć i cache. Dawniej aplikacje mogły zapisywać swoje dane w pamięci wewnętrznej (/sdcard/Android/data/com.example.app), na karcie SD (/storage/3730-3734/Android/data/com.example.app). Od którejś wersji Androida – wydaje mi się, że 4 lub 5 – aplikacje mogą jeszcze zapisywać dane w /data/data, do którego użytkownik nie ma prawa wstępu. Nie może tych plików ani modyfikować, ani zobaczyć, ani wykonać kopii zapasowej. Może je tylko wyczyścić. Pamiętam, że gdy jeszcze nie korzystałem z dobrodziejstw roota, szukałem obejść w postaci patchy na aplikację, które dają dostęp do ukrytej pamięci przez SAF (Storage Access Framework) lub zmuszają ją do zapisywania danych w pamięci wewnętrznej. Niestety lucky patcher umożliwiał jedynie usunięcie reklam, weryfikacji licencji Google Play i fałszywych zakupów-mikropłatności, ewentualnie zablokowanie innych komponentów, ale nie dodanie czegoś. Myślę, że ludzkości przydałby się taki patcher na F-Droidzie do legalnego hackowania aplikacji.
Takie ukrywanie danych aplikacji przed użytkownikiem sprawia, że nie może on sprawdzić, jakie dane o nim gromadzi. Prawdopodobnie zostało to stworzone po to, aby nie można było przez modyfikację plików np. odblokować sobie płatnych funkcji lub pozbyć się innych ograniczeń. To nie jest fair, bo to MÓJ TELEFON i to JA MAM DECYDOWAĆ, jak działa i co robi, a NIE TY.
GNU/Linux obsługuje wiele systemów plików, m.in: ext2, ext3, ext4, btrfs, xfs, vfat, ntfs, f2fs. Do tego formaty obrazów (squashfs, isofs), nakładkowe systemy plików (ecryptfs), jest nawet LVM, lepszy nakładkowy system partycjonowania, w którym partycje są "zdecentralizowane". No i LUKS, którym możemy sobie owe partycje zaszyfrować. GNU/Linux ma najbardziej zaawansowane zarządzanie plikami ze wszystkich istniejących systemów operacyjnych. To charakterystyczna cecha unixowych systemów operacyjnych, jest także obecna np. we FreeBSD (wedle zasady "wszystko jest plikiem"). Tymczasem Android: *po wykryciu karty SD z system plików innym niż exFAT*: chcesz sformatować kartę SD czy jej nie używać?
Brak mi słów.
Nie, nie mam na myśli, że nie można tworzyć na niego aplikacji, ale że nie można ich tworzyć NA NIM – bezpośrednio na urządzeniu z Androidem. Już dość, że sam ekosystem kompilowania aplikacji ze źródła to prawdziwy koszmar, a jeszcze trudniej jest to przeprowadzić bez komputera. O ile w ogóle jest to możliwe.
W F-Droidzie wszystkie aplikacje, zgodnie z założeniem, są wolnym oprogramowaniem, które mogę zmodyfikować i skompilować, aby otrzymać własną wersję aplikacji, bardziej dostosowaną do moich indywidualnych potrzeb... to tyle z teorii. Nie zliczę, ile razy już szukałem sposobu, aby skompilować aplikację, nawet najprostszą i jeszcze nigdy mi się to nie udało, ani na telefonie, ani na komputerze. Idealnie, gdyby F-Droid dostarczał aplikację do budowania plików apk ze źródła, ale niestety albo nikt o tym nie pomyślał, albo nie jest możliwe stworzenie czegoś takiego w systemie Android.
Tutaj płynnie przejdźmy do punktu #6.
Dla mnie bariera nie do przejścia. Najpopularniejszym, ustalonym w drodze monopolizacji, nie demokracji, systemem budowania aplikacji na system Android jest Gradle. Wedle mojego zrozumienia system budowania oprogramowania ma za zadanie ułatwić, zautomatyzować budowanie. Powinien po odpaleniu jednej komendy w oparciu o plik kontrolny pobrać wszystkie zależności (najlepiej tak, aby niepotrzebnie nie zaśmiecać systemu), uruchomić kompilator z odpowiednimi parametrami na każdym z plików źródłowych, a na koniec wszystko złożyć do kupy i – w przypadku plików apk – podpisać. Tak według mnie powinien działać system budowania oprogramowania. Jak dotąd ze wszystkich używanych przeze mnie systemów budowania najlepiej się sprawdził cargo – nie programowałem nigdy w Rust, ale zdarzało mi się budować programy z repozytoriów Git. Cargo nigdy nie zawiódł. Pobrał wszystko co trzeba, podczas budowania wyświetlał pasek postępu, a na koniec wyprodukował jedną binarkę. Choć pewnie dałoby się to jakoś lepiej urządzić, projektowanie systemów budowania i menedżerów pakietów to dla mnie niekończąca się debata i setki równoległych pomysłów. Zarówno system budowania, jak i menedżer pakietów, muszą cechować:
Te i inne problemy stara się zaadresować GUIX (w praktyce zauważyłem, że niezbyt dobrze sobie radzi z wydajnością).
Wróćmy teraz do naszego Gradle. Ma on tendencję do stopniowego zapełniania dostępnego miejsca na dysku do momentu, gdy go zabraknie. Jak tylko się uporasz z ustawieniem android-sdk, zmiennych środowiskowych i innych takich, zostaniesz przywitany stertą licencji do zaakceptowania. Gdzie indziej wystarczyłoby wpisać "y" albo "yes", zaznaczyć jakiś checkbox, kliknąć przycisk, z Gradle to nie jest takie proste. Niewiele już pamiętam, ponieważ trauma związana z używaniem Gradle doprowadziła u mnie do częściowej utraty pamięci i uruchomienia mechanizmów wyparcia, ale wydaje mi się, że jest znajduje się tam specjalny menedżer licencji, a zaakceptowane licencje są danymi w specjalnym gradlowym formacie (oczywiście binarnym), jakimiś podpisami cyfrowymi albo jeszcze czym innym. Bez tego Gradle nie ruszy. Podpisywanie licencji nie jest dostępne w wersji dostarczonej przez twoją dystrybucję, do tego masz za starą wersję. W repozytorium jest jakiś skrypt ./gradlew, który wystarczy odpalić, ale on nie działa BO MUSISZ ZAAKCEPTOWAĆ LICENCJĘ! Potrzebujesz jakiegoś sdkManager, który to możesz pobrać tylko od Googla (i oczywiście zaakceptować licencję, prawdopodobnie nie-opensource). Wszystko to tylko po to, żeby skompilować za przeproszeniem, głupi skaner kodów kreskowych. Na sam koniec z płaczem, przepełniony frustracją i bólem usuwasz ze swojego komputera wszystko, co ma związek z android-sdk tylko po to, by za jakiś czas spróbować ponownie i popełnić ten sam głupi błąd dotykając tego dziadostwa.
Ktoś też ma problem z Gradle? Wiem, że ktoś na fediverse też narzekał na Gradle.
Jeszcze tu jesteś? Zdążyłeś już nabrać obrzydzenia do Androida i Googla i zacząłeś planować zakup iPhona? Mi też jest ciężko, a to dopiero połowa! Dlatego mój ton stał się taki sarkastyczny i ironiczny. Ale kupować czegokolwiek od Apple nie polecam, ponieważ wszystkie do tej pory wymienione przeze mnie frustracje mają miejsce i w systemie iOS, tylko gorzej. Przypominam: brak dostępu do roota by default, dane aplikacji są ukrywane przed użytkownikiem, nie można sformatować karty SD tak jak się chce (do iPhonów w ogóle można włożyć kartę SD?), nie można tworzyć na nim aplikacji (ani na zwykłym komputerze, musisz mieć Maca), licencje Googla (zamień sobie na restrykcyjne licencje na korzystanie z narzędzi developerskich). Wygląda na to, że Google czerpie inspirację od swojego rywala i wszyscy na tym korzystamy.
Usługi Google Play, jeżeli jesteś choć trochę zaawansowanym użytkownikiem Androida, spotkałeś się na pewno z tym terminem... aplikacją systemową. Czymże są te Usługi Google Play? Jak wszyscy wiemy, o czym też wielokrotnie wspominaliśmy, Android jest projektem open source. Wiemy też, a zwłaszcza wiem to ja z własnego doświadczenia, że "Google loves open source". Usługi Google Play stanowią samą esencję ducha open source, zawierają w sobie wszystkie najważniejsze funkcje systemu Android (takie jak usługi lokalizacyjne czy powiadomienia push), na których polegają zarówno użytkownicy, jak i programiści. To najpotężniejsza aplikacja systemowa, ma wszystkie możliwe uprawnienia, których nie możesz jej odebrać, a nawet jeśli ci się to uda, ta aplikacja i tak będzie miała absolutną władzę nad twoim telefonem przez uprzywilejowane interfejsy.
Usługi Google Play to ogromnych rozmiarów czarna skrzynka. Zużywa 1/3 twojej baterii. Zawsze gdy jesteś połączony z Internetem, informuje Google o wszystkim, co robisz na telefonie, mówi mu gdzie jesteś, transmituje na żywo przekaz audio z otoczenia aby na żądanie "ok Google" powiedzieć ci która godzina albo zadzwonić do znajomego bez dotykania telefonu. A jeśli nie jesteś połączony z Internetem, w swoim czasie nadrobi zaległości.
Jeśli skorzystasz ze z trudem zdobytych uprawnień root i usuniesz ten syf, wszystkie Googlowe aplikacje przestaną działać, a wszystkie inne aplikacje z Google Play wpadną w panikę i będą ci wyświetlać irytujące okienka i powiadomienia. Niektóre stwierdzą, że nie potrafią działać bez Usług Google Play tak jak niektóre strony twierdzą, że działają tylko w Google Chrome, mimo że nie jest to prawda.
Poza tym korzystanie z telefonu bez usług Googla jest poważnym przestępstwem. Rezygnując z nich natychmiast staniesz się obiektem zainteresowania amerykańskich służb wywiadowczych. Aplikacje bankowe i Netflix uznają cię za zdrajcę, który bezprawnie modyfikuje oprogramowanie swojego smartfona zamiast zaakceptować wszystko i wstawiać swoje zdjęcia na Instagram i scrollować Tik Toka jak wszyscy normalni ludzie.
No dobra... o tych agencjach wywiadowczych to już przesadziłem, ale rzeczywiście Usługi Google Play to backdoor, przez który Google, NSA i inni mają dostęp do miliardów telefonów na całym świecie. Przypuszczalnie właśnie tą drogą na urządzenia ofiar przedostaje się Pegasus, ale nawet jeśli nie, usunięcie Usług Google Play i przejście na dystrybucję Androida z microG (zamiennik Usług Google Play) albo całkowicie FLOSS, taką jak LineageOS albo GrapheneOS znacząco podniesie twój poziom bezpieczeństwa, prywatności, wydłuży czas pracy na baterii, pomoże zaoszczędzić transfer (polecam też zainstalować adBlocka w przeglądarce).
Replicant (oparty na Android 6)
Oto jedne z dystrybucji Androida, które eliminują problem nr. #5.
Ciekawostka: Google oferuje program certyfikacji dla telefonów z Androidem. W wymogach znajdują się m.in. Usługi Google Play oraz YouTube zainstalowany jako aplikacja systemowa.
Tak właśnie wygląda open source. Open source IS NOT free software.
https://gnu.org/philosophy/open-source-misses-the-point
Android ma według mnie dość intuicyjne zarządzanie siecią, to muszę przyznać. Niektóre aplikacje mogą zgłosić się jako aplikacje VPN, wtedy po zapytaniu użytkownika o zgodę cały ruch sieciowy będzie kierowany przez daną aplikację. Aplikacja ma bezpośredni dostęp do sieci i może go poprowadzić przez serwery powiązanej usługi, wie również, które pakiety pochodzą od której aplikacji, więc może działać jako firewall, decydując, które aplikacje mogą się łączyć z siecią, a być może dać im bezpośredni dostęp bez VPN. Muszę też przyznać, że używane przeze mnie aplikacje VPN to właśnie w większości aplikacje do kontroli ruchu sieciowego, filtry DNS czy aplikacje dające dostęp do alternatywnych sieci jak TOR, I2P albo Yggdrassil.
Wobec tego, dlaczegóżby nie pozwolić użytkownikowi skorzystać z kilku aplikacji VPN jednocześnie, z których każda robi coś innego – powiedzmy, jedna filtruje zapytania DNS, druga zapewnia nam publiczny adres IPv6 w sieci Yggdrasil, a trzecia tuneluje wszystko przez zaufany proxy? Nie wiem. Jest to technicznie możliwe i wydaje się proste do ogarnięcia przez interfejs graficzny – po prostu użytkownik zaznacza sobie aktywne aplikacje do VPN i przesuwa je, aby określić kolejność, w jakiej pakiety sieciowe będą przez nie przechodzić. Ale to by była zbyt duża kontrola dla użytkowników, jeszcze niedajboże jakaś nietechniczna osoba zrozumiałaby, jak działają sieci komputerowe, nie możemy do tego dopuścić!
Co jeszcze bardziej mnie smuci, nawet root tu nic nie pomoże. Nie ma żadnych modułów Magisk ani LSPosed, które dodają obsługę stackowania VPN-ów. Jest za to kilka pytań na forach internetowych, wszystkie mówią: niestety, bez roota to raczej nie da rady :(
https://android.stackexchange.com/questions/87306/how-to-connect-to-multiple-vpn-in-android
https://teddit.net/r/privacytoolsIO/comments/ch68b5/how_to_run_2_vpns_at_once_on_android
https://forums.androidcentral.com/ask-question/896123-how-connect-2-vpns-same-time-android.html
Nikt natomiast nie wie, co robić jak już masz roota. Może myślą, że jak go masz to już wiesz?
W skrócie:
W stockowym Androidzie kopie zapasowe mogą być tylko online, w Google Drive. W LineageOS zostało to zastąpione przez SeedVault, który w mojej opinii działa dość słabo. Kopie nie wykonują się cyklicznie, a w moim przypadku jeżeli ustawię backupy w Nextcloudzie, po dojściu do połowy kończą się niepowodzeniem. Nie wiem czemu. Plus jest taki, że można również zapisać kopię w pamięci wewnętrznej, karcie SD lub podłączonym nośniku USB. Po wypróbowaniu SeedVault szybko wróciłem do aplikacji Neo Backup.
Raz w tygodniu automatycznie wykonuje się kopia zapasowa i kopiuje Syncthingiem na PC. Przywracanie działa bez zarzutu, z wyjątkiem Signala i FluffyChat, ponieważ nie da się wyeksportować ani przywrócić keystore. Funkcję backupów danych aplikacji posiada również App Manager (MuntashirAkon).
Myślę, że dobrym ulepszeniem Androida byłaby możliwość ustawienia aplikacji jako menedżera kopii zapasowych, który miałby uprawnienia do odczytu danych aplikacji oraz przywracania (po ręcznym zatwierdzeniu przez użytkownika). Wtedy Neo Backup i inne aplikacje do backupów nie potrzebowałby uprawnień root, ponieważ mógłby skorzystać z API Androida.
To jest jeden z niewielu moich zarzutów wobec Androida, które są zwykłym błędem technicznym, a nie rezultatem celowego lub bezmyślnego działania Googla.
Jednym z największych przyczyn moich frustracji związanych z użytkowaniem systemu Android jest trudność, w uruchomieniu na nim jakiegokolwiek oprogramowania na GNU/Linux. Jak to możliwe, że system operacyjny tak bliski architekturą (niektórzy wręcz twierdzą, że Android JEST Linuxem, z czym się osobiście nie zgadzam) może być tak niekompatybilny? Wewnętrznie używa unixowego systemu plików, unixowych użytkowników i grup, uprawnień dostępu do plików, interfejsów sieciowych, wywołań systemowych, tych samych bibliotek, a nawet niektórych narzędzi shellowych. Ale na tej podstawie położona jest sterta warstw izolujących przestrzeń aplikacji od systemu, zwana frameworkiem Androida. W tym frameworku nie ma miejsca na Pythona, skrypty powłoki, uprawnienia plików, montowanie systemów plików, lvm, X11. Nie ma uruchamiania własnych środowisk graficznych. Nie ma konfigurowania ustawień przez edycję plików konfiguracyjnych. Nie ma init systemu. Nie ma swobody wyboru języka programowania. Android staje się efektywnie klonem iOS-a, coraz bardziej ograniczony w swoich możliwościach, odizolowany od swojego bazowego systemu, coraz bardziej zamknięty.
Jest taka aplikacja na Androida, Termux. Jest to emulator GNU/Linuxowego terminala z pakietami w formacie deb o architekturze aarch64. Są tam programy takie jak vim, git, ssh, gpg, tmux, ffmpeg, gcc i inne, dostępne do pobrania z dedykowanego repozytorium. Pakiety są niekompatybilne z ich desktopowymi odpowiednikami, ponieważ są prefiksowane do /data/data/com.termux/files/usr i przystosowane do pracy z tylko jednym kontem użytkownika. Termux daje użytkownikowi dostęp do wszystkich swoich danych, także poprzez provider SAF. Używam Termuxa m.in. do kopiowania plików przez SSH na komputer, sprawdzania czy jest Internet, grzebania w systemie (na tyle na ile się da) i konwersji kodowania znaków w napisach do filmów.
Termux stara się jak tylko może, aby zapewnić użytkownikowi experience podobny do GNU/Linuxowego terminala, ale pewnych rzeczy nie jest w stanie ominąć. Na przykład wszystkie pliki mają tego samego użytkownika i grupę – u0_a117. Największy problem sprawiają aplikacje graficzne – te można próbować uruchamiać przez VNC, albo skorzystać z rozszerzenia Termux:X11 (znajdującego się jeszcze w fazie alpha), które jest trudne w obsłudze i daje mniej-więcej ten sam experience – wirtualny monitor, małe przeskalowane okna, kursor z touchpadem i klawiaturą. Po wielu próbach udało mi się na tym uruchomić desktopowego Firefoxa, ale nie jestem zadowolony z efektu.
Przecież istnieją już dystrybucje GNU/Linuxa, które radzą sobie z małymi ekranami dotykowymi i aplikacje, które dobrze się wyświetlają zarówno na desktopie, jak i na smartfonie, to są te same aplikacje. Jest Waydroid, dzięki któremu na tychże dystrybucjach da się instalować aplikacje Androidowe i je uruchamiać. Mobilnemu GNU/Linuxowi brakuje tylko doszlifowania i sterowników. Ile czasu zajmie Androidowi i jego społeczności wypracowanie rozwiązania, w którym uruchomienie GNU/Linuxowej aplikacji graficznej będzie kwestią wpisania jednej komendy, a okna wyświetlają się na pełnym ekranie, w odpowiedniej skali, obsługiwane dotykiem, nie emulowanym kursorem? Przy dobrym poziomie integracji może nawet dałoby radę zintegrować powiadomienia i okna otwierania/zapisywania pliku z systemowymi interfejsami. Mam wrażenie, że stoimy w miejscu.
Także w tym punkcie wkurza mnie, że nie mogę w prosty sposób uruchomić GNU/Linuxowej aplikacji na systemie operacyjnym, który twierdzi, że jest "oparty na Linuxie". Jest to ostatni punkt tego artykułu, ale nie ostatni punkt na mojej liście.
Pod koniec język, a raczej klawiatura, zaczęła mi się już mocno plątać, a słowa przestały mieć jakikolwiek sens. To był długi artykuł i nic dziwnego, że jestem zmęczony.
Mimo tego wszystkiego póki co będę kontynuował korzystanie ze zmodyfikowanego Androida. Podejmowałem już próby instalacji GNu/Linuxa na moim smartfonie. Próbowałem postmarketOS i Ubuntu Touch. W tym pierwszym działało wszystko oprócz wyświetlacza. Drugi nie chciał się zainstalować w ogóle.
Nawet w GNU/Linuxie zdarzają się rzeczy, które mnie irytują (albo raczej brak pewnych rzeczy, co wywołuje we mnie frustrację), ale jest ich znacznie, znacznie mniej. Społeczność GNU/Linuxa składa się z osób, które nie były zadowolone ze sposobu, w jaki działają komputery, więc stworzyły coś nowego. Dlatego tyle tu innowacji, nieszablonowych rozwiązań i oby w przyszłości było ich coraz więcej. Ja szczególnie czekam na rozwiązania, które ułatwią osobom nietechnicznym modyfikowanie i hackowanie swojego komputera, modernizację modelu bezpieczeństwa (aby tylko Firefox i wybrane programy miały dostęp do ~/.mozilla), lepsze menedżery pakietów i inne rzeczy. Być może kiedyś napiszę o swoich technologicznych utopijnych marzeniach.
Jeśli zainteresował cię ten artykuł, masz jakieś uwagi (a może ich być całkiem sporo!), albo chciałbyś dorzucić coś swojego, możesz do mnie napisać na Mastodonie: