💾 Archived View for danieljanus.pl › czytatki › 2020 › 18%E2%80%9320.gmi captured on 2023-06-16 at 16:29:33. Gemini links have been rewritten to link to archived content

View Raw

More Information

⬅️ Previous capture (2022-06-03)

-=-=-=-=-=-=-

18–20. Robin Hobb, Bastard i Błazen (Skrytobójca błazna; Wyprawa błazna; Przeznaczenie skrytobójcy)

Robin Hobb dokonała czegoś niebywałego. Nie dość, że jest autorką najlepszego obyczajowego fantasy, jakie czytałem, a być może najlepszego fantasy w ogóle – to jeszcze ta monumentalna opowieść trzyma równy, wysoki poziom, przez bite dziewięć tomów. Co ja piszę: dwanaście! Bo to przecież nie tylko trzy trylogie o skrytobójcy, ale też żywostatki, które są bodaj jeszcze lepsze niż książki o Bastardzie. A może jeszcze cztery tomy “The Rain Wild Chronicles”, czyli, jak sądzę, “Kronik Deszczowych Ostępów”, które jeszcze nie wyszły po polsku i jeszcze ich nie czytałem. Mam nadzieję, że Agnieszka Ciepłowska nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w kwestii tłumaczenia Hobb.

Oczywiście, że zdarzają się górki i dołki (pamiętam, że “Wyprawa skrytobójcy” podobała mi się najmniej z pierwszej trylogii, podobnie “Przeznaczenie” z trzeciej), ale i tak czyta się całość z zapartym tchem. I wcale nie miałem wrażenia, że jest to przegadane, mimo że te tomiszcza liczą sobie po 800–1000 stron. I mimo, że przez większość “Skrytobójcy błazna” niewiele się dzieje, bohaterowie wiodą sobie spokojny żywot i dopiero na ostatnich może dwustu stronach akcja nabiera tempa. Wciąga jak bagno. Zwłaszcza po długiej przerwie od poprzednich trylogii: miałem wrażenie, jakbym wrócił do domu. Albo do dobrze znanego miejsca, gdzie się miło siedzi i spędza czas.

I tylko jedno przyprawia mnie o niesmak: Wydawnictwo MAG. Pięknie są te książki wydane, z ładną typografią, szyte, w twardych okładkach, a mimo to (i mimo objętości) wygodnie się je czyta; tym bardziej kontrastuje z tym jakość redakcji i korekty, zjeżdżająca z tomu na tom na łeb na szyję – do naprawdę marnego poziomu. Chęć przyoszczędzenia? Pośpiech? Kilka, nawet kilkanaście literówek na tom byłbym w stanie wybaczyć. Ale kiedy na kilkunastu stronach ta sama klacz nazywa się raz Bryza, a raz Bystra, to mam powody przypuszczać, że ktoś się nie przyłożył do pracy; kiedy konsekwentnie powtarza się ten sam błąd składniowy (“zapomnieć” rządzi dopełniaczem, nie biernikiem, i kilka innych czasowników też!), to wiem, że bardzo się nie przyłożył; a kiedy zaczynają pojawiać się ordynarne błędy ortograficzne (“rządze” będą mnie nawiedzać w koszmarach), to zaczynam wątpić, czy jakakolwiek redakcja w ogóle miała miejsce.

Cieszcie się, państwo redaktorstwo i wydawnictwo, że taką beczką miodu są te książki, bo dzięki temu ten dziegieć tak bardzo nie przeszkadza.