💾 Archived View for danieljanus.pl › czytatki › 2023 › 9-14.gmi captured on 2023-06-14 at 14:11:09. Gemini links have been rewritten to link to archived content
-=-=-=-=-=-=-
„Czarnoksiężnika z Archipelagu” przeczytałem pierwszy raz dawno temu, jeszcze w szkole, „Grobowce Atuanu” zacząłem niedługo potem, ale chyba nie skończyłem – i na tym urwał się mój kontakt z Ziemiomorzem. Nawet nie wiedziałem, że w międzyczasie pojawiły się następne tomy. Tym milej było odświeżyć sobie naraz wszystkie sześć jednym ciągiem.
„Ziemiomorze” to klasyka fantasy, ale jest wyraźnie inne od większości współczesnych powieści tego gatunku, które zdarzyło mi się ostatnio czytać. Chociażby w warstwie świata przedstawionego – autorka sama przyznaje, że zależało jej na uniknięciu kolejnego cyklu osadzonego w realiach pseudośredniowiecza, z dużą ilością wojowników, elfów i krasnoludów; wobec czego świat Archipelagu technologicznie bliższy jest epoce kamienia i zasiedlony głównie przez ludzi o ciemnej skórze.
Ale nawet nie o to mi chodzi. Mam na myśli raczej techniki malarskie, jakie autorka stosuje do pokazania tego świata. Współcześni autorzy lubią konstruować i rysować światy bardzo precyzyjnie: od opracowywanych w najdrobniejszych szczegółach systemów religijno-polityczno-ekonomicznych aż po detale architektoniczne budowli mijanych przez bohaterów na obowiązkowych wyprawach. Plus skomplikowane, wielowymiarowe intrygi napędzające fabułę.
Tu inaczej. Jeśli książki Hobb czy Wegnera porównać do narysowanych zdecydowaną kreską komiksów, to „Ziemiomorze” przypomina raczej renesansowe portrety: Le Guin jest mistrzynią literackiego sfumato. Szczegóły stosuje oszczędnie, umiejętnie uwypuklając to, co w tych książkach i w tym świecie naprawdę jest ważne.
A co jest? Na przykład mitologia i historia (każde dziecko na Archipelagu wie, która wyspa pierwsza wyłoniła się z morza i który król jako ostatni panował w Havnorze siedemset lat temu). I antropologia: wyspiarskość tego świata sprzyja powstawaniu izolowanych kultur, a opowieści o różnicach między nimi i o ich zderzeniach są nieomal znakiem rozpoznawczym Le Guin. Poza tym magia – potężna, niezrozumiała, organicznie zespolona z samą naturą świata – i owo nieuchwytne coś, co czyni ludzi ludźmi, a smoki smokami, i co gna bohaterów przez cały Archipelag poza najdalsze znane wody, żeby tam mogli odkryć samych siebie.
Czytało mi się to teraz równie ciekawie, jak mam zapamiętane z tamtej lektury „Czarnoksiężnika…” sprzed lat. Ale nie jednym tchem: z przerwami na smakowanie specyficznego, refleksyjnego nastroju, w jaki wprawiała mnie ta lektura.
I ten nastrój ze mną zostanie. 8/10.