💾 Archived View for rawtext.club › ~deerbard › glog › 2022-10-14-belka.gmi captured on 2023-04-26 at 13:19:50. Gemini links have been rewritten to link to archived content
⬅️ Previous capture (2023-01-29)
-=-=-=-=-=-=-
Wszyscy znamy, albo choć przeczuwamy swoją ślepotę na własne przewinienia. Wszyscy rozumiemy, nawet jeśli tylko „instynktownie” znaczenie słów Jezusa „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?”.
Chcę jednak zastanowić się chwilę nad czymś jeszcze bardziej ukrytym. Nad mechanizmem, który każe zakładać nam istnienia belki w oku bliźniego, mimo że wcale jej nie dostrzegamy.
Ile razy braliśmy udział w takim dialogu albo jakiejś jego wariacji:
- Przeziębiłem się.
- Na pewno nie ubrałeś się dostatecznie i to dlatego.
Albo:
- Skręciłam kostkę.
- Pewnie biegłaś? Trzeba było iść.
Skąd to natychmiastowe założenie winy? Zarazić się wirusem można bardzo łatwo bez uprzedniego wychłodzenia organizmu. Skręcić kostkę można nawet idąc chodnikiem.
Możemy się śmiać z naiwności przykładów przeze mnie podanych. Ale czy wyższe intelektualnie formy tego samego toku rozumowania nie są nawet gorsze? „Ah rozumiem, nie ma twojej bezpośredniej winy w tym, że złapałeś tego akurat wirusa i teraz chorujesz. Rozumiem, że możesz mieć naturalnie niską odporność lub inne predyspozycje. Rozumiem, że to zwykły przypadek losowy wreszcie, bo akurat zetknąłeś się z osobą chorą, a ja nie.” Ale w głębi ducha czuję nadal, że jakieś przewinienia na pewno masz, chowasz, nawet sam o nich nie wiesz, ale one tam są. Nie dbasz wystarczająco o zdrowie, mogłeś więcej w swoim życiu zrobić by je poprawić. Albo nawet ty po prostu za mało pozytywnie myślisz. Moze ja jestem zdrowy, bo jestem bardziej pozytywnie nastawiony do życia. (Na dowód twoje negatywne nastawienie teraz, gdy jesteś chory. A ja, patrz, jaki zdrowy i pozytywny!)
Im dalej brniemy w takie szukanie winy, tym bardziej powody stają się wydumane ale również trudniejsze do obronienia. Faktycznie, może jakaś moja wina w tym jest, może masz trochę racji. Niewykluczone.
Ale to niekoniecznie musi być prawda. A jeśli nawet jest to jedna z przyczyn obecnego cierpienia, to nie musi być przyczyną kluczową ani nawet ważną.
Przyczyny widzę dwie:
1
Jedna to potrzeba zniwelowania dyskomfortu spowodowanego niezawinionym cierpieniem. Cierpienie, którego przyczyną nie jest wina cierpiącego powoduje oczywisty problem. Co to oznacza ostatecznie? Że ja też mogę cierpieć bez mojej winy? Że świat jest niesprawiedliwy? Że nie ma Boga? Że cała moja ufność właśnie została zdradzona i podeptana?
Więc jeśli coś ci się stało, cierpisz i nie wiadomo jaki jest powód, trzeba go natychmiast stworzyć. Jest przecież tyle potencjalnych możliwości świadomej lub nieświadomej przewiny. I sprawa załatwiona - powód i skutek. Cierpisz na własne życzenie. A ja nie mam tego paskudnego poczucia dyskomfortu i nie muszę się dalej zastanawiać nad fundamentalnymi założeniami mojego codziennego funkcjonowania.
Postępowanie tak umotywowane oceniam jednoznacznie negatywnie moralnie. Zamiast rzucać jakiekolwiek oskarżenia tego typu, należy zrozumieć własną niekompetencję, własną małość i niemożność pojęcia złożoności wszystkich przyczyn i skutków. Dla bliźniego pozostawić jedynie życzliwość i troskę.
2
Druga przyczyna jest zgoła odmienna. Jest nią troska o drugiego człowieka. Skutkiem tej troski są często pohopne i nietrafione wnioski, jednak intencje są dobre a celem jest zapobieżenie występowaniu takich zdarzeń powodujących cierpienie w przyszłości.
W połączeniu z otwartością na możliwość własnego niezrozumienia sytuacji i wspólnego szukania prawdziwych przyczyn, ta przyczyna może dać początek prawdziwych zmian w życiu cierpiącego i pozwolić aby pierwsze nietrafione hipotezy na temat przyczyn jego cierpienia pozostały w tyle i nie przyćmiły ani drogi ku lepszemu, ani nie rzuciły cienia na stosunki między obiema osobami.
Drugą przyczynę uważam za dobrą. Samo postępowanie jest błędne, ale tak jak napisałem, można ten błąd przynajmniej ostatecznie wykorzystać dla dobra jednostki.
Powtarzam, chodzi mi oczywiście o te sytuacje, w których belki w oku, czyli przewiny nie widzimy, a jedynie konfabulujemy ją na potrzebę chwili. Taka własna konfabulacja jest trudna, ale nie niemożliwa do wychwycenia przy odrobinie uważności. Zresztą nasz rozmówca, nasza osoba cierpiąca, jeśli ma w ogóle siłę na wyprowadzanie nas z błędu i nie jest już zbyt zrezygnowana i nauczona o naszej niereformowalności, niechybnie zwróci nam uwagę na niesprawiedliwość naszych zarzutów.
Jeśli zaś przewina powodująca cierpienie jest faktycznie dla nas widoczna, sytuacja zmienia się tylko odrobinę. Wciąż najważniejsze są intencje i osiągnięty skutek. Czy na skutek naszego działania osoba cierpiąca poprawi swój błąd a jej życie będzie lepsze? Jeśli nie, to jaka była prawdziwa motywacja naszego wytykania palcem jej przewiny?
Począkowa sytuacja, która przywiodła mnie do tego krókiego rozważania nie jest ważna. Cieszę się jednak, że doprowadziła mnie ona ostatecznie do przypomnienia sobie jak często zakładać mogę przewinę drugiej osoby tam gdzie jej nie ma, jedynie by w łatwy sposób poczuć się lepiej. Powinienem więcej uwagi przykładać do prawdziwej motywacji własnych uczynków i słów.
Dziękuję, jeśli czytasz.
We all know, or at least intuit, our blindness to our own transgressions. We all understand, even if only "instinctively", the meaning of Jesus' words "Why is it that you see the splinter in your brother's eye, but do not see the beam in your own eye?".
However, I want to take a moment to reflect on something even more hidden. On the mechanism that makes us assume the existence of the beam in our neighbour's eye, even though we do not see it at all.
How many times have we engaged in this dialogue or some variation of it:
- I caught a cold.
- Surely you didn't dress sufficiently and that's why.
Or:
- I twisted my ankle.
- You were probably running? You should have walked.
Why this immediate assumption of guilt? It is very easy to contract a virus without first cooling down. And you can even twist your ankle walking on the pavement.
We can laugh at the naivety of the examples I have given. But aren't the higher intellectual forms of the same reasoning even worse? "Ah I get it, it's not your direct fault that you caught this particular virus and are now ill. I understand that you may have a naturally low immunity or other predisposition. I understand that it's a mere coincidence of chance finally, because you happened to come into contact with a person who was sick and I didn't." But deep down I still feel that some offenses you definitely have, you are hiding them, you don't even know about them yourself, but they are there. You don't care enough about your health, you could have done more in your life to improve it. Or even you just don't think positively enough. Maybe I'm healthy because I'm more positive about life. (As a proof your negative attitude now that you are ill. And me, look how healthy and positive I am!)
The further we get into such fault-finding, the more the reasons become contrived but also more difficult to defend. Actually, maybe there is some fault of mine in this, maybe you are a bit right. It is not impossible.
But that is not necessarily true. And even if it is one of the causes of current suffering, it does not have to be a key or even important cause.
I see two causes:
1
One is the need to cancel out the discomfort caused by non-fault suffering. Suffering that is not caused by the fault of the sufferer causes an obvious problem. What does this ultimately mean? That I too can suffer through no fault of my own? That the world is unjust? That there is no God? That all my trust has just been betrayed and trampled on?
So if something has happened to you, you are suffering and the reason is not known, you need to create it immediately. After all, there are so many potential possibilities of conscious or unconscious wrongdoing. When the matter is settled - cause and effect - you suffer at your own request. And I don't have that nasty sense of discomfort and I don't have to reflect further on the fundamental assumptions of my daily functioning.
I take an unequivocally negative moral view of conduct motivated in this way. Instead of making any accusations of this kind, one should understand one's own incompetence, one's own smallness and one's inability to comprehend the complexity of all causes and effects. For your fellow man, leave only kindness and concern.
2
The second cause is quite different. It is concern for the other person. This concern often results in hasty and inappropriate conclusions, but the intention is good and the aim is to prevent such events causing suffering in the future.
Combined with an openness to the possibility of one's own misunderstanding of the situation and a joint search for the real causes, this cause can give rise to real changes in the life of the sufferer and allow the first misguided hypotheses about the causes of his or her suffering to remain behind and neither overshadow the path towards betterment nor cast a shadow on the relationship between the two people.
I consider the second cause to be a good one. The conduct itself is wrong, but as I have written, this error can ultimately be used for good at least.
To reiterate, I am of course referring to those situations in which we do not see the beam in the eye, i.e. the fault, but only confabulate it for the sake of the moment. Such self-confabulation is difficult, but not impossible to spot with a little attention. Besides, our interlocutor, our sufferer, if he or she has the strength at all to lead us out of our error and is not already too resigned and learned about our unreformability, will inevitably point out to us the injustice of our accusations.
If, on the other hand, the offence causing the suffering is actually apparent to us, the situation changes only a little. It is still the intention and the effect achieved that are most important. As a result of our action, will the sufferer correct his or her mistake and will his or her life be better? If not, what was the real motivation behind our pointing the finger at his/her wrongdoing?
The initial situation that brought me to this brief reflection is not important. However, I am glad that it ultimately led me to remember how often I assume the other person's fault where it does not exist, only to feel better in an easy way. I should pay more attention to the true motivation behind my own actions and words.
Thank you if you are reading.
_____