💾 Archived View for nuclear.discrust.pl › gemi › gemlog › traffic › traffic.gmi captured on 2022-04-29 at 11:22:09. Gemini links have been rewritten to link to archived content
⬅️ Previous capture (2021-12-03)
-=-=-=-=-=-=-
[13/06/2021]
od wieeeelu lat śmigam po ulicach na skuterze (50cm³) i to jest ten wehikuł, z pespektywy którego oceniam jakość i etykietę ruchu drogowego ostatnimi czasy. bywam też - jak każdy - pieszym, ale tą grupę zostawię sobie na później...
cóż można by powiedzieć? zaryzykuję stwierdzenie, że baaardzo powolny proces odchamiania się, dotyka również kierowców samochodów, czyli głównych użytkowników dróg. zaryzykuję jeszcze bardziej i powiem, że w niektórych miejscach / przypadkach poziom ten sięga wartości 50/50 (sic!). spora część kierowców przestaje traktować swój samochód jako taran, którym na chama musi przepierdolić się przez miasto, "bo tak i chuj!"... to już postęp! spada prędkość w niezbyt zakorkowanych terenach zabudowanych, ludzie zauważalnie nabierają nawyku do poruszania się nieco wolniej. to jak najbardziej in plus!
nieco bardziej deficytowym widokiem na drogach jest zwyczajna ludzka uprzejmość, jakiś uśmiech rzucony przez szybę, miłe słowo na światłach, zamiast klaksonu. wciąż polaczkom brakuje tego, co np. czesi mają już niejako "wypracowane" - jedziesz, gdy trzeba zwalniasz, nie wkurwiasz się niepotrzebnie na duperele na drodze, bo po co? po prostu luz.
poruszam się po mieście i poza nim na skuterze. w ruchu miejskim - jak wiadomo - prędkość nie urywa dupy, ale na skuterze mam kilka manewrów niedostępnych kierowcom i ten właśnie fakt nie daje spać po nocach rozmaitym frustratom za kółkiem, którzy na chuju staną, aby nie dopuścić mnie do ruchu, wykorzystując owe manewry. istnieją skurwiele, które w kolejce na światłach staną tak, abym nie mógł wyminąć JEGO samochodu, żebym kurwa stał za nim, żeby jego tępa wiejska satysfakcja upajała się widokiem w lusterku: ja uwieszony jego tylnego zderzaka, a on PIERWSZY, z ryjem tak usatysfakcjonowanym jak Janusz, który dostaje jedno pęto grillowej w Biedronce za pół ceny. buractwo i turbo-wieś.
inni, na kilkunastu metrach dojazdu do świateł / do ronda MUSZĄ koniecznie mnie wyprzedzić, aby w sznurze pojazdów być o te 5-7 metrów przede mną - dziecinada! ja i tak ich wyprzedzę na kolejnych światłach, ale te bezcenne sekundy wiejskiej satysfakcji, że burak może wyprzedzić i burak wyprzedza (nie patrząc na bezpieczeństwo manewru) są dobrawdy żenujące.
najbardziej wkurwiają tępe świnie, które bluzgają na prawo i lewo zawsze, w każdych okolicznościach, klaksonują, sypią kurwami - takim delikwentom ewidentnie chuj w pysk.
cieszy drugi typ kierowców, stanowiący mniej więcej połowę użytkowników szos. to ludzie, który ewidentnie spuścili ciśnienie z balonu, rozumieją że w innych okolicznościach sami są pieszymi, użytkownikami wolniejszych pojazdów, motocyklistami i nie warto wpierdalać się na chama w każdą wolną szczelinę pomiędzy innymi kierowcami.
tacy kierowcy migną światłem i przepuszczą na zjeździe, zrobią miejsce, abym mógł przejechać skuterem na światłach i najważniejsze w ruchu miejskim: taki kierowca stojąc w kiszce samochodów WIE jak utrzymać płynność ruchu! wie KIEDY ruszyć przy zmieniających się światłach, wie kiedy zwolnić, ma tą intuicję. tym sposobem można jako tako przecisnąć się przez miasto bez stresu.
ostatnia sprawa: piesi. od dłuższego czasu uważam większość pieszych za NAJGŁUPSZY element w ruchu drogowym. smutna prawda. wiem, jak wielu pieszych ginie na drogach, ale za sporo tych przypadków odpowiada ich tępota, brak refleksji i pierdolony smartfon w dłoni.
z ruchem drogowym w miastach oraz z przejściami dla pieszych mamy do czynienia tak długo, że - zdawać by się mogło - pieszy powinien wyrobić sobie kilka prostych nawyków, aby przechodząc na drugą stronę ulicy nie wkurwiać innych i nie stwarzać zagrożenia. ni chu... większość przechodzi "na pamięć", na pałę, byle jak. żadnego spoglądania w lewo / w prawo / w lewo, żadnego zwalniania przy zebrach, łeb w telefonie i idziemy...
inną kategorią są rozmaite babcie i popaprańcy, których ja nazywam "niezdecydowanymi"; podchodzi taka / taki do przejścia, patrzy przestraszony (czujny) z odległości ok 5 metrów od krawężnika i... tak! idzie! po chwili stop! znowu patrzy na zbliżające się samochody. kierowca zwalnia, a delikwent/-ka trzy kroki w tył... kierowca chce więc przejechać a tu jeb! dziadziuś na pełnej kurwie decyduje się na przejście właśnie wtedy gdy kierowca jest już 5m od przejścia...
kolejna plaga wśród emerytów: schadzki i dyskusje 2m od przejścia... jedziesz na pustej niemal drodze, widzisz dziadków, zwalniasz szybko, żeby przepuścić, a obok przejścia trwa kurwa dyskusja oldbojów, którzy spotkali się na przejściu, zamierzali przejść, ale zaraz o tym zapomnieli gdy wymienili uprzejmości...
po niedawnej zmianie przepisów ewidentnie na korzyść pieszych, pojawiła się nieliczna grupa bezczelnych matołów myślących w stylu: "nowe przepisy! mam, kurwa, prawo, to idę!"... oni mają totalnie wyjebane na wszelkie niuanse typu: spojrzenie w prawo/lewo, nasilenie ruchu... on ma zebrę, on przechodzi, bo on ma prawo.
ostatnim wrzodem na dupie ruchu miejskiego są bezmózgi na ścigaczach, pierdzący tymi swoimi silnikami, gazujący jak pojebani, wyprzedzający na podwójnej ciągłej jadąc na jednym kole... banda kutasów, dla których nie mam żadnego usprawiedliwienia. die, motherfuckers!
✩ ✩ ✩
ogólnie nie jest tragicznie, acz mogłoby być lepiej. zdecydowanie najlepiej czuję się w ruchu drogowym, na skuterze / rowerze. mentalność kierowców mozolnie ulega zmianom; szkoda, że to zasrane przepisy zmuszają do tego ludzi - uczyć się kultury jazdy ze strachu przed karą jest lekko żenujące. ja w większości przypadków jeżdżę zgodnie z przepisami nie z uwagi na przepisy same w sobie, ale dlatego, że tak jest bezpiecznie dla mnie i dla innych w określonych warunkach na drodze. wiadomo, każdy z nas zna miejsca, gdzie przepis jest martwy, bo jest po prostu głupi - w takich miejscach mam wyjebane na głupotę urzędasa, który za biurkiem wymyślił zakaz nie funkcjonujący w realu.
szerokiej drogi!