💾 Archived View for nuclear.discrust.pl › gemi › gemlog › my-capsule.gmi captured on 2022-04-29 at 11:22:31. Gemini links have been rewritten to link to archived content
⬅️ Previous capture (2021-12-03)
-=-=-=-=-=-=-
[12/04/2021]
_,'/ _.-''._: ,-:`-.-' .:.| ;-.'' .::.| _..------.._ / (:. .:::.| ,'. .. . . .`/ : :. .::::.| ,'. . . . ./ \ ::. .::::::.| ,'. . . . . / `.,,::::::::.;\ / . . / ,',';_::::::,:_: / . . . . / ,',','::`--'':;._; : . . / ,',',':::::::_:'_,' |.. . . . / ,',','::::::_:'_,' |. /,-. /,',':::::_:'_,' | .. . . /) /-:/,'::::_:',-' : . . . // / ,'):::_:',' ; \ . . // /,' /,-.',' ./ \ . . `::./,// ,'' ,' . / `. . . `;;;,/_.'' . . ,' ,`. . :;;' `:. . ,' / `-._,' .. ` _.-' ( _,'``------'' SSt `--''
co byśmy zrobili bez naszej wyobraźni? świat - ten realny, namacalny jak i nasza percepcja tegoż - byłyby jedynie nędznym więzieniem, w którym męczymy się i miotamy, jak ryby bezceremonialnie wyrzucone na spaloną słońcem plażę...
wiadomo, że nic tak nie ćwiczy i rozwija wyobraźni jak książki, literatura, czytanie, styczność ze słowem pisanym, obcowanie z rzędami zapisanych liter, w których ktoś wykuwa [wszech]światy, ludzi, sytuacje; erupcja przeżyć, emocji, wciągających historii i nasz umysł pracujący wtedy na najwyższych obrotach! piękna kontaktu z literaturą nie da się porównać z czymkolwiek innym!
fantastyka naukowa, tzw. hard science fiction, space opery, rozległe cykle kosmicznych opowieści, czy wreszcie cyberpunk, to moje ulubione gatunki w obrębie literatury fantastycznej. jeszcze w szkole średniej na dobre porzuciłem fantasy, jako podgatunek fantastyki i nie zapłakałem ni razu po tej decyzji. to sprawiło, że jeszcze mocniej dostroiłem swoją wyobraźnię i czytelniczą wrażliwość na "wątki kosmiczne", natomiast cyberpunk już kompletnie rozpierdolił moją głowę - na zawsze pokochałem "twardą" fantastykę...
żyjemy w czasach mocno schyłkowych - jakkolwiek by nie pojmować owego schyłku, nie popadając w jakąś eschatologiczną histerię, musimy przyznać, że świat z Blade Runnera jest bardziej prawdopodobny, aniżeli sielankowe bytowanie na planecie, którą dusimy, gwałcimy i mordujemy każdego pieprzonego dnia.
już dziś prym wiodą multikorporacje, a struktury polityczne pełnią wobec nich rolę czy to podległych wykonawców, czy zwyczajnych sługusów - pecunia non olet. dodajmy do tego globalną katastrofę ekologiczną, błyskawiczny progres nanotechnologiczny skoncentrowany w wąskim gronie decyzyjnym, kilka ewentualnych wyniszczających konfliktów wojennych (lub jedno konkretne pierdolnięcie, gdy któremuś z "liderów światowych" nie zadrży ręka przed inicjacją nuklearnego uderzenia) i mamy rzeczywistość, o jakiej do tej pory tylko czytamy w książkach fantastyczno-naukowych.
pauperyzacja społeczeństw, zmiany klimatyczne i inne czynniki spowodują setki pomniejszych kataklizmów i zagład. w wyniku emigracyjnych fal w poszukiwaniu spokoju, pożywienia i schronienia, zginą miliardy, a niewielki procent zdoła załapać się na opuszczenie Ziemi na kolonie księżycowe, czy marsjańskie.
władza i kapitał na Ziemi skoncentrują się rzecz jasna na maksymalizacji kontroli tych ochłapów ludzkości, które zdołały przeżyć wszelkie tragedie. kolejne pokolenia będą wychowywane w zasyfionych metropoliach, pod kontrolą androidów i innych zrobotyzowanych ustrojstw. bioinżynieria, cybermedycyna, nanotechnologiczne nowinki - wszystko to będzie kurewsko drogie, dostępne jedynie nielicznym.
ludzkość z biowszczepami kontrolującymi część, czy nawet większość jej poczynań nie zawsze będzie pokornie znosić kontrolę i upokorzenia. tam gdzie rodzi się bunt i potrzeba nowego porządku - pojawia się anarchia :) tutaj zaczyna się nasza historia, tutaj zaczyna się nasz świat...
✩ ✩ ✩
mieszkamy w mocno zabunkrowanych i chronionych przed wścibskim elektronicznym spojrzeniem glin i dronów norach, gdzie trudno nas wytropić. łamiemy zabezpieczenia, wprowadzamy zmiany w certyfikowane nano-chipy, które są rodzajem smyczy, by móc wyrwać pierdolonym zarządcom kolejny skrawek wolności tylko dla siebie. tworzymy swoje dark-sieci, swój cybernetyczny obrót informacją niezbyt bezpieczną i niezbyt legalną. spotykamy się rzadko, jeśli już, to przy okazji konkretnych akcji niszczenia serwerów, hackowania metropolitarnego systemu inwigilującego obywateli, czy w czasie zakonspirowanych koncertów i akcji samopomocy "sąsiedzkiej" - zjawić się w konkretnym miejscu, zrobić swoje, ulotnić się, zanim na miejscu zjawi się banda zaprogramowanych policyjnych androidów...
część z nas opuszcza wielkie, rosnące wertykalnie (również wgłąb ziemi) brudne i niebezpieczne miasta, udając się w zdewastowane i opuszczone miejsca oddalone od metropolii. skłotujemy stare fabryki, hangary, magazyny... pracując poza poza kontrolą systemu i korporacji, zajmujemy się skupem i sprzedażą elektronicznego śmiecia, gromadzimy to, co postapo cywilizacja wyrzyguje jako zbędne i stare. łamiemy zabezpieczenia, handlujemy otwartym oprogramowaniem ułatwiającym życie w rzeczywistości totalnej kontroli, wymieniamy się doświadczeniami...
składamy powoli i mozolnie nasze zdezelowane "kosmiczne vany" - rozklekotane kapsuły, dzięki którym poruszamy się w przestrzeni pomiędzy Ziemią, a Księżycem, powiększając szarą, czy raczej czarną strefę nielegalnych kombinatorów, włóczęgów i wkurwionych, wiecznie czujnych outsiderów. wspólnym wysiłkiem kilku, kilkunastu grup hackerskich przejmujemy nieczynne satelity, instalując na nich powszechnie dostępne latające repozytoria Linuxa i BSD. tworzymy mikro i makro sieci zaszyfrowanych kontaktów i tajnych skrzynek, w których przechowujmy wykradzione dane.
moja kapsuła nie różni się zbytnio od tysięcy podobnych krążących pomiędzy kontynentami, wykorzystując transportowe "dziury" powstałe w wyniku permanentnie przeciążonych systemów ziemskiej, księżycowej i międzyplanetarnej oficjalnej struktury kontroli powietrznej. dzięki temu mogę przemieszczać się z miejsca na miejsce pod przykrywką "transportu socjalnego", czy "kapsuły porządkowej" fikcyjnie zarejestrowanej na jednej z kolonii Księżyca.
podróżuję i żyję sam, aczkolwiek w jednym z byłych magazynów na przedmieściach mam ukrytego robopsa o imieniu Bastard, bez którego nie ruszam się późnym wieczorem, gdy zamarzy mi się wizyta w zasyfionym i niebezpiecznym centrum. Bastard jest tytanowym bullterierem działającym pod NetBSD, na sofcie zarówno bojowym jak i użytkowym, gdy potrzebna mi siła fizyczna niedostępna człowiekowi.
THERMONUCLEAR DISCRUST - tak nazywa się moja kapsuła. nazwę odbiłem od szablonu na obu bokach pojazdu, używając farby odpornej na wysokie temperatury. z zewnątrz moja kapsuła przypomina niskiego vana o aerodynamicznych kształtach z wysuwanymi modułami pół-skrzydeł oraz z chowającym się podwoziem (gdy kroi się akurat jakiś lot). szary mat, pokiereszowane, lecz wciąż sprawne płyty zewnętrznego płaszcza, następnie kilka warstw hartowanych metalowych powłok pokrytych nanoimpregnatem. submineralna izolacja i na koniec wnętrze odlane modułowo z mega-twardego karboplastiku wyprofilowanego na moje zamówienie w taki sposób, by wgłębienia tworzyły niezbędne szafki, schowki i miejsca, w których upycham cały swój dobytek cybernomada, a więc kilka szmat, kompy, serwery i kupa śmiecia ułatwiającego funkcjonowanie na tak małej przestrzeni...
podstawową jednostką napędową jest atomowy silnik pochodzący ze starego medycznego aeroambulansu z certyfikatem Ziemia-Księżyc. w obrębie ziemskiej atmosfery natomiast poruszam się na napędzie wodorowym, obecnie najbardziej optymalnym dla nie zarejestrowanych jednostek, takich jak moja kapsuła (bilans kosztów, zysków i strat...).
sporą część kapsuły zajmuje kokpit i stanowisko nawigacyjne. kapsułą steruje Debian Space w wersji TestSid 4.11.0, poprzez wewnętrzną, szyfrowaną synchronizację obsługujący również wszystkie stacjonarne i mobilne konsole na pokładzie jak i biowszczep terminala w moich źrenicach. dist-upgrade wykonuję w miarę potrzeb, łącząc się z naziemnymi bądź satelitarnymi repozytoriami.
newralgiczne (czyli skradzione, podstępnie zdobyte, czy po prostu ważne dla mnie) dane przechowuję na serwerze znajdującym się w środkowej części mojej kapsuły (z backupem w jednej z info-skrzynek na Księżycu). serwer pracuje na OpenBSD.
samotność mi nie straszna, gdyż po prostu lubię przebywać sam, a czas wolny umilają mi setki terabajtów zebranej całościowo literatury światowej (mam większość pozycji literackich i historyczno-naukowych z całego świata, poczynając od antyku aż do A.D. 2120 roku - skompresowanych i przetłumaczonych na polski i międzyplanetarne Esperanto - dwa niezbyt popularne języki w tej części galaktyki). korzystam z baz i serwerów muzycznych poza oficjalną kontrolą, zaufanych sieci P2P itp. w zimowe wieczory gram czasami w hologramowego Backgammona wraz z moim robopsem, lub z innym - podobnym do mnie - wyrzutkiem siedzącym w którejś z księżycowych baz.
przyzwyczaiłem się do ciasnoty mojej kapsuły. czuję się w niej bezpiecznie i jest ona faktycznie moim domem. tygodnie spędzane w metropoliach oznaczają jednak konieczność korzystania z zaskłotowanych, zapomnianych sleep-blocków pozbawionych miejskich i korporacyjnych certfikatów i cyber-kluczy. ale i tam bywamy samotni - z przyzwyczajenia, z rozsądku i z uwagi na bezpieczeństwo. kolektywne akcje hackerskie prowadzimy zawsze zdalnie, bez fizycznego kontaktu z sobą. wiecznie sami. tak jest lepiej...
wczoraj udało mi się załapać na bardzo korzystną "dziurę" w szlakach powietrznych. po wylocie z miasta. musiałem się jednak nieźle napocić, by ją znaleźć. uruchomiłem symulację lotu z docelowym punktem: Norylsk - Dystrykt Północny Rosyjskiego Okręgu Chin Kontynentalnych. z doświadczenia wiem, że dalekie północne, naziemne terytoria byłej Rosji, doszczętnie wyssane z bogactw naturalnych nie są zbytnio chronione przez Chinoli, również jeśli chodzi korytarze powietrzne; co innego kilkanaście baz jeszcze dalej na północ - platformy na lodowatych wodach za kołem podbiegunowym są bacznie pilnowane przez hordy chińskich robotów polarnych i wojska. Norylsk jest jednak pusty, głuchy, opuszczony, a zatem bezpieczny.
zaraz po wylocie z miasta, wyruchałem granicznych nawigatorów lewym certyfikatem transportu pomocy medycznej wiozącej zestawy nanochirurgiczne. potem już tylko wstukałem w terminal koordynaty z symulacji i na pełnej kurwie z autopilotem wystrzeliłem w kierunku Norylska, gdzie czekał na mnie stary znajomy Danił - cyber-skłoters, koleś mający w jednym palcu technologię uszczelniania pojazdów Ziemia-Księżyc i Zimia-Mars (lata hackowania baz danych moskiewskich instytutów kosmicznych i mozolne składanie aparatury, uczyniły z niego fachowca jakich mało, w dodatku nie pytającego o zezwolenia, certyfikaty i inne gówno).
lecę do niego, by w jednym ze zrujnowanych hangarów uszczelnić porządnie moją kapsułę przed krojącym się, dłuższym wylotem na Księżyc w poszukiwaniu elektronicznych perełek, za jakie na Ziemi zdobędę środki do życia i włóczęgi przez najbliższe kilka miesięcy.
zabrałem wyjątkowo Bastarda, podłączając go do stacji dokującej. chuj wie, kogo spotkam jeszcze na tym północnym, zimnym zadupiu, spustoszonym przez człowieka i ostatnią atomową wojnę. robopies nie raz już uratował mi dupę...
jednym ruchem gałek ocznych wyplułem hologram terminala autopilota, sprawdzając czystość korytarza powietrznego. nie chciałbym dziś zostać zestrzelonym przez te pieprzone świnie kontrolujące międzygraniczne loty. póki co wszystko szło po mojej myśli... zamknąłem terminal przymykając na krótko oczy, po czym spojrzałem w kierunku jednej z licznych wnęk w mojej kapsule. podświetlona zimnym jasnobłękitnym LED-em wnęka kryła w sobie mój mały skarb - niewielki podłużny pojemnik z pleksi-masy, w którym rosły PRAWDZIWE kwiaty i zioła; system dostarczał do środka odpowiednią ilość tlenu oraz wody i składników mineralnych wzbogacających glebę, utrzymywał temperaturę konieczną do powolnego wzrostu tych niezwykle delikatnych w tym spierdolonym i zasyfionym świecie, roślin. PRAWDZIWYCH roślin.
na górze pojemnika wygrawerowano laserem logo: AstroBotany...
··· podkład muzyczny: Deadlife, Siamese Life, Kick Puncher, Lukhash, STRNGR & Destryur, Power Glove & PYLOT, ALEX & TOKYO ROSE